Robiła wszystko, by czuć się bezpiecznie. Nawet gdy tego nie widziała w swym działaniu, pozie czy wyborze – w tle zawsze pozostawał popychający w ramiona różnych wizji bezpieczeństwa impuls. Gdy czegoś nie chciała, gdy coś odrzucała – tak naprawdę ponownie się chowała – tak mocno bała się znów być zraniona. W sercu tlił się ten spychany w dal płomień, lecz ona raz po raz wybierała myśl o tym, że to nie dla niej, że woli sama, że daje radę, że jest silna, że nie potrzebuje… I choć coś w niej wierzyło, że tylko tak będzie czuć się bezpiecznie – serce zalewało się tęsknotą za prawdziwą bliskością, za byciem z nim – tak jakby liczyło się tylko teraz, pełnią siebie, prawdziwie. Zamiast tego – jej policzki przylepione do dzielącej ją od życia szyby, palce dłoni próbujące dotykać, czuć, doświadczać – ze zgrzytem zsuwały się z okiennicy. Mogła tylko patrzeć i marzyć – choć i tutaj bezpieczniej było zapomnieć, udawać, że tak jak jest – jest najlepiej, że to takie jest to przebudzone życie…
„Istnieje pewna ostrożność w obliczu realnego niebezpieczeństwa, ale jest i ostrożność nieuzasadniona, zbyteczna, spowodowana raną doznaną w przeszłości. Ta druga sprawia, że mężczyźni i kobiety okazują przewrażliwienie i obojętność, nawet wtedy, kiedy chcieliby okazać ciepło i czułość. Osoby, które boją się zostać oszukane albo złapane w pułapkę, które wniebogłosy wrzeszczą, że chcą ‘być wolne’, pozwalają, by złoto przeciekało im przez palce”
C. P. Estes
Ta, która dojrzała, by wypuścić dalsze uciekanie, ta która jest już zdolna do czegoś więcej niż zabezpieczanie, ta która przełamuje chęć czucia się bezpieczną – posmakuje pełni i tego czym jest prawdziwa miłość. I on tego po raz pierwszy skosztuje, gdy też to zacznie czynić. Taka ufność nie oczekuje tego, że nie będzie już nigdy skrzywdzenia. Taka otwartość, to zaufanie, te opadające mury, ta bliskość – to wiara, że każda przyszła rana zostanie uleczona, to wiara, że wszystko ma głębszy sens, dzieje się po coś i jest poszerzające. Jej przyklejone do zimnej tafli szyby dłonie powoli zsuwały się ku ziemi. Rozpoznała wtedy, że wraz z jej narastającym rozluźnieniem – z przed oczu zanikał szklany pancerz, który tak starannie śniła. Wyłaniała się, rozumiejąc, że pragnienie prawdy tej chwili staje się jej rzeczywistością, poczuła, jak strach przeszywa jej ciało, ale wciąż się w nim rozpuszczała, po prostu czuła. A on – wijąc się i prężąc, odpływał, wydając swe ostatnie, paraliżujące niegdyś tchnienia.
Stanęła wolna, wiedziała bowiem że strach nie jest już żadną wymówką, by się kulić, uciekać czy chować. Uczyła się na nowo pokonywać siebie, by dotykać tego, co czasem odrażające, by pozwalać być temu co i tak jest, bo to w takim otwarciu czeka na nią, na Ciebie, na nas – najcudowniejsza nagroda. Naprawdę go czuła, naprawdę z nim była – spełniona, tak nieopisanie szczęśliwa – z podróżującym się po krągłościach jej ciała lękiem, niczym najwytworniejszym szalem balu tego życia. Nie robiła niczego, by czuć się bezpiecznie. W tej oto chwili – zawsze bezpieczna była.
W każdy wtorek wysyłam inspirujący newsletter oraz zapowiedź niedzielnego live.
Plus – o wszystkim dowiadujesz się pierwsza/-y.