Nie potrzebuję niczyjego przyzwolenia, by być sobą.
Tylko ja sama muszę sobie na to naprawdę pozwolić.
Każda z nas niegdyś mocno wierzyła, że musi się dopasować, wpasować, że powinna być „jakaś”.
I długo próbowałaś wmalować się w obraz, w który nawet wysiłkiem nie mogłaś się wkomponować, bo jest z innej tekstury, bo nie on jest Twoją naturą.
Z Twoich ust wypływają wyuczone słowa, Twoje prowadzone nawykiem gesty są tak dobrze Ci znane, Twój uśmiech wtedy, kiedy być musi, wyrazy uprzejmości, etykiety, przytaknięcia.
Jesteś w tym wszystkim tak dobrze obeznana – tyle że czujesz, wiesz, że nie ma w tym Ciebie i tęsknisz… by siebie poczuć, rozpoznać, przywitać, by siebie ukochać…
I sama nawet nie wiesz już, co to znaczy.
Jesteś jak dzban, którego kształty wyrzeźbiło przytakujące obecnym trendom życie.
Mieszkasz w nim, ale ta odgórnie narzucona forma uwiera, masz czasem wrażenie, że kręci Ci się w głowie, że zaraz się w niej przewrócisz.
Im dalej od siebie odeszłaś – tym więcej łez.
Spływają po Twych policzkach na jego dno, unoszą się coraz wyżej w górę, przypominając o Twej zapomnianej niegdyś tęsknocie za sobą samą…
Aż pewnego dnia niemal już w nich toniesz – ostatkiem sił przyzwyczajenia próbujesz zaczerpnąć kolejny oddech, tak bardzo boisz się w nich zanurzyć, tak bardzo boisz się, że utoniesz.
Lecz gdy to już się dzieje – zaczynasz rozumieć, że nie umierasz, zaczynasz rozumieć – że się rodzisz!
W chwilowym bezdechu znajdujesz otrzeźwienie.
W uścisku pękających ram formy rozpoznajesz, że nic Cię nigdy nie więziło, że to Ty sama siebie tutaj wpasowałaś i trzymałaś.
W wewnętrznym zamęcie wyczuwasz dziwnie znajomy spokój.
W desperacji aprobaty i głodu miłości – czujesz, że tylko siebie samej, tak naprawdę, mocno potrzebujesz.
Wyłaniasz się.
Wiesz.
Czujesz.
Doświadczasz, że – nie potrzebujesz niczyjego przyzwolenia, by być sobą.
Tylko Ty sama możesz sobie na to naprawdę pozwolić.
W każdy wtorek wysyłam inspirujący newsletter oraz zapowiedź niedzielnego live.
Plus – o wszystkim dowiadujesz się pierwsza/-y.