Blog

I na co te zmartwienia…?

30 sierpnia, 2013 / Świadomość, Zdrowie by

worries2

We współczesnym świecie na każdym kroku napotykamy coś, o co możemy się martwić.

Kolektywnym ludzkim przekonaniem zdaje się być fakt, iż pewnego rodzaju zagrożenie czyha na nas dosłownie zawsze i wszędzie.

Nasze zmartwienia mogą dotyczyć wszystkiego- zjawisk, rzeczy, ludzi, zachowań, wydarzeń itp.

Martwienie stało się czymś  tak naturalnym oraz należącym do codzienności, że większość z nas zapewne nie wyobraża sobie jak mogłoby wyglądać  życie bez tego zajęcia.

Po co w ogóle się martwimy?

Otóż, z reguły robimy to, gdyż uważamy, że jeśli się czymś przejmujemy- umożliwiamy sobie zobaczenie wszelkich potencjalnych negatywnych scenariuszy, a co za tym idzie- możemy przygotować się do nich mentalnie (lub też fizycznie).

Stosując tego rodzaju podejście do życia, nie bierzemy jednak pod uwagę faktu, iż żyjemy w świecie, w którym funkcjonuje prawo przyciągania.

Ta nieustannie operująca we wszechświecie zasada- nie zna niczego takiego jak odpychanie.

W związku z tym- gdy skupiamy naszą uwagę na czymś czego nie chcemy doświadczyć- nie jest istotne,  że myślimy iż tego nie chcemy- przeciwnie- ponieważ się na tym koncentrujemy, stanie się to częścią naszej rzeczywistości.

Gdy na przykład zamartwiamy się myśląc: oby coś się mi nie przytrafiło- wszechświat odczytuje jedynie nasze skupienie na danym niepożądanym wydarzeniu i zaczyna pracować nad jego fizyczną manifestacją.

Innymi słowy: jeśli skupimy się na czymś czego nie chcemy- wszechświat nie słyszy, że tego nie chcemy-i  zaczyna kreować dla nas obiekt naszej koncentracji.

 

Koncentrowanie się na tym, czego nie chcemy doświadczyć, jest równoznaczne z wysłaniem zaproszenia do pojawienia się tych niepożądanych okoliczności w naszym życiu!

 

Czy nie byłoby, więc lepiej, gdybyśmy wypracowali w sobie umiejętność skupiania uwagi na wszystkim tym, co chcielibyśmy przeżyć?

Zazwyczaj, jednak, postępujemy zupełnie na odwrót: boimy się, że coś może się nam przytrafić i poprzez nasze ciągłe kierowanie uwagi na niepożądane zjawisko- przyciągamy je sobie do naszego życia. W rezultacie nie mamy innego wyjścia jak tylko stawić czoła tej negatywnej okoliczności, co utwierdza nas jedynie w przekonaniu, iż nasze uprzednie zamartwianie się było jak najbardziej uzasadnione….:)

Mówimy (nieraz z wyraźnym poczuciem dumy):

A widzisz!- mówiłam/em, że tak się na pewno stanie…

Nie zdajemy sobie jednak sprawy z tego, iż stało się tak, ponieważ, przez długi czas koncentrowaliśmy się na tej niechcianej sytuacji.

Typowy paradoks….worries

 

Moja znajoma zwierzyła mi się kiedyś, że teraz odkąd poznała operujące w naszym świecie prawo przyciągania- boi się pomyśleć cokolwiek złego, boi się bać, bo nie chce sobie czegoś przyciągnąć…:)

Uśmiecham się, bo sama miałam dokładnie takie same myśli jeszcze kilka lat temu.

Co więcej, ponieważ, bałam się myśleć o czymś niechcianym- mój przebiegły umysł serwował mi coraz to więcej powodów do świadomego unikania strachu…

Przypominało mi to nieco zabawę w kotka i myszkę…-tyle, że to ja zdawałam się odgrywać obydwie role jednocześnie.

W pewnym momencie zrozumiałam jednak, że im bardziej staram się być super świadoma swoich myśli, im mocniej chcę je selekcjonować i kontrolować- tym bardziej one stają się natarczywe, a ja po prostu zaczynam wariować od tej ciągłej wewnętrznej walki.

Pojęłam, że nie chodzi o to, by stać się obsesyjnie kontrolującym swoje myśli maniakiem.

 

Co jednak działa- jest ich coraz to częstsze ignorowanie…

 

Czyli, jeśli myślę coś negatywnego i zdaję sobie z tego nagle sprawę- zamiast obawiać się ze przyciągnę coś złego, zamiast usilnie próbować zmienić swoje myśli na pozytywne- zignorujmy je po prostu. A co dokładniej znaczy zignorować je..? Oznacza to pozwolić im być, niech sobie istnieją, ale my nie dajemy się w nie już wciągać. Początkowo może to nie być takie proste, jednak z czasem zauważymy u siebie tendencję zapominania swoich zmartwień 🙂

 

W ogóle muszę się przyznać, iż po dłuższym okresie pracy nad rozwojem osobistym- zdajemy się coraz mniej i rzadziej angażować w negatywne scenariusze podsuwane przez nasze umysły.

Widzimy je i jednocześnie całkowicie- mówiąc potocznie- ‘olewamy’.

Dostrzegamy wówczas, że- po pierwsze -umysł i nasze Ja- to dwa odrębne byty oraz, iż z czasem przejmujemy kontrolę nad świadomym doborem pożądanych obrazów w naszych głowach.

Nie chcę jednak znowu ulec swojej tendencji odbiegania od tematu wpisu.

Powróćmy, więc, do naszych rozważań dotyczących kwestii martwienia się. Dlaczego w ogóle się martwimy?

 

Generalnie można powiedzieć, że nasze martwienie się ma na celu zabezpieczenie się przed spodziewanym,  niepożądanym wydarzeniem. Tworzymy, więc sobie pewnego rodzaju iluzję poczucia bezpieczeństwa- wydaje nam się, że przewidzieliśmy możliwe scenariusze i w pewien sposób na nie przygotowali. Ponieważ wiemy, czego możemy się spodziewać- czujemy, ze nie wywrze to na nas aż tak wielkiego wpływu. W większości cały ten proces przebiega- oczywiście- w naszej podświadomości.

Tak, więc, mamy poczucie, iż martwienie się wnosi coś korzystnego w nasze życie, jest w jakiś sposób pomocne. Kiedy się martwimy- zazwyczaj odczuwamy pewnego rodzaju ból emocjonalny.  Możemy, więc powiedzieć, że ponownie nieświadomie- myślimy, ze ból jest czymś dobrym. Ból jest naszym sprzymierzeńcem, gdyż pozwala nam być przygotowanym do wszelkich- oczywiście świetnie już przemyślanych – negatywnych scenariuszy.

 

Bardzo często wydaje nam się również, że wszystko, cały wszechświat jest przeciwko nam.burza

Tymczasem, to my, nasze ego, nasz umysł- działamy sami na swoją niekorzyść. Wszechświat jest w całkowitej harmonii z nami,  kimkolwiek  zdecydujemy się być, cokolwiek chcemy czuć.

Gdy jesteśmy zadowoleni i myślimy o przyjemnych rzeczach- wszechświat sprawi, że staną się one naszym doświadczeniem.

Jeśli natomiast, dajemy się wciągnąć w wir ponurych obrazów- one również, już niebawem, wykreują nam tą smutną rzeczywistość.

Jest to tak proste, a zarazem często dla wielu z nas- zbyt skomplikowane, byśmy mogli zacząć żyć w harmonii ze swoimi pragnieniami.

Czując tego typu zagrożenie ze strony otaczającego świata, wierząc, że cokolwiek byśmy nie robili- i tak przytrafi nam się coś okropnego- zaczynamy się martwić i odgrywać w głowie sceny potencjalnych, złych scenariuszy.

Mamy w sobie zakodowane, iż jeśli mentalnie przygotujemy się do czegoś, co może nam się przytrafić- nie będzie to tak mocno bolało. W rezultacie mamy tendencję do koncentrowania się na problemie, do wyobrażania sobie całego szeregu negatywnych obrazów, co więcej- potęgujemy i wyolbrzymiamy, wpadamy w sidła naszych czarnych myśli.

Wydaje nam się, że jeśli istnieje w naszym życiu jakiś problem, to musimy poświęcić mu całą swoją uwagę. Nie wyobrażamy sobie jak moglibyśmy przestać się na nim koncentrować, boimy się, iż nasze mentalne oderwanie od przedmiotu naszych zmartwień- zakończyłoby się jeszcze gorszym rezultatem.

Jeśli jednak obecnie tkwimy w jakieś niepożądanej sytuacji- ostatnią rzeczą, jaką powinniśmy robić to ‘delektować’ się swoim cierpieniem, nieustannie o nim myśląc oraz wyobrażając sobie dalszy negatywny tok wydarzeń.

Nasze teraźniejsze doświadczenie jest efektem uprzednich, szarych myśli. Udało nam się je z sukcesem zamanifestować i teraz je przeżywamy.

Jeśli jednak chcemy w końcu odwrócić bieg swego losu, nie ma nic prostszego- musimy zacząć najpierw ignorować natrętne, czarne myśli i stopniowo coraz częściej wyobrażać sobie piękne, pożądane scenariusze.

Gdy jest nam teraz źle- przenieśmy się w świat fantazji- zobaczmy oczyma wyobraźni jak cudowne jest nasze życie, gdy mamy już to, czego pragniemy, gdy jesteśmy już tym, kim życzymy sobie być.

Między teraźniejszością a wyimaginowanym obrazem pożądanej rzeczywistości- istnieje bardzo cienka zasłona. Nasza logika podpowiada nam, że wyobrażenia nie są rzeczywiste- jednak w punktu widzenia fizyki kwantowej- każdy moment naszego życia składa się z nieskończonej ilości potencjalnych scenariuszy. Co więcej- wszelkie alternatywne losy naszego życia- współistnieją tu i teraz, a my fizycznie doświadczamy tych, na których skupiamy naszą uwagę.

Jak elastyczna jest, więc granica oddzielająca naszą rzeczywistość od tej wyobrażonej…?

Dla mnie- one obie koegzystują i mają taki sam potencjał do stania się okolicznością naszego życia. Wszystko zależy od kierunku naszej koncentracji.

Wybierzmy, więc, każdorazowo ten pożądany przez nas scenariusz, wyobraźmy go sobie, poczujmy- a on na pewno stanie się częścią naszej codzienności.

 

Wszechświat jest jedną wielką wibracją, gdzie zgodnie z prawem przyciągania- te same częstotliwości działają na siebie jak magnes.

Problem i pożądane przez nas rozwiązanie danego dylematu- funkcjonują na zupełnie innych częstotliwościach. Jeśli więc nieustannie się zamartwiamy- przebywamy na niskich wibracjach, które z żaden sposób nie korespondują z wysokimi drganiami pozytywnych rozstrzygnięć problemu.

Dlatego też martwiąc się- nieświadomie utrzymujemy w sobie niski poziom częstotliwości, która nie jest w stanie wykreować nam żadnego pozytywnego, wysoko wibrującego rozwiązania.

 

Martwienie się jest przeciwieństwem podejścia polegającego na skupieniu uwagi na rozwiązaniu problemu.

Martwienie się ≠ rozwiązanie niekorzystnej sytuacjimagnes

 

Nasze zamartwianie się jest obecnym przeżywaniem jednego lub wielu najgorszych scenariuszy, które sobie sami projektujemy.

Jest to ,więc dobrowolne wpędzanie się w stan cierpienia, odczuwania szeregu nieprzyjemnych emocji.

Musimy zdać sobie sprawę z tego, że nasz umysł nie widzi różnicy między tym, co dzieje się w naszej rzeczywistości a tym, co sobie wyobrażamy.

Dlatego też- decydując się na życie w zwiększonej świadomości- trzymamy w rękach wielki dar wyboru dalszego przebiegu naszych losów.

Martwiąc się- tworzymy podłoże do niepożądanych doświadczeń.

Wybierając neutralne lub też- jeszcze lepiej- pozytywne nastawienie do życia- wkrótce przekonamy się, że przyczyną wszelkich przeszłych złych okoliczności- nie było nic więcej jak tylko nasze nieświadome skupianie na tym, czego wcale nie chcemy.

 

Wybierajmy, więc świadomie, kreujmy to, co piękne i pożądane.

I gdy nieopatrznie zaczniemy się czymś zamartwiać- powiedzmy sobie:

Całe szczęście, że to ja decyduję o swoim losie.

Jak to cudownie, że mogę świadomie koncentrować się i tym samym tworzyć- jedynie dającą mi poczucie spełnienia rzeczywistość!

podziel się

W każdy wtorek wysyłam inspirujący newsletter oraz zapowiedź niedzielnego live.

Plus – o wszystkim dowiadujesz się pierwsza/-y.