1 stycznia zaczynamy roczny Kurs Cudów. Przyłącz się
Przyłączam sięOd pewnego czasu pojawiło się we mnie o wiele głębsze zrozumienie czegoś, czym bardzo Chcę się z Wami podzielić.
Jak w przypadku każdej osoby poszukującej sensu egzystencji oraz silnie angażującej się w pracę nad własnym rozwojem osobistym- jestem na etapie, gdzie wyraźniejsze pojęcie otaczającej mnie rzeczywistości- odbywa się głównie na płaszczyźnie serca, intuicji.
Mam tu na myśli fakt- iż we wstępnych fazach poszerzania naszej świadomości- skupiamy się przede wszystkim na logicznym rozumowaniu, składaniu wszystkiego w jedną sensowną całość i zaakceptowaniu tego nowego spojrzenia na świat.
Jest to niezmiernie istotny etap naszego rozwoju, bez niego- nie bylibyśmy w stanie przejść przez kolejne, nigdy chyba niekończące się fazy naszej duchowej ewolucji.
Warto być jednak świadomym tego, iż w pewnym momencie- wszystkie te skrupulatnie budowane w naszych umysłach podstawy logicznego rozumowania naszego istnienia- zaczną się ponownie reorganizować i zanikać.
Będzie to, bowiem, moment gdy do głosu stopniowo zacznie dochodzić o wiele głębsza warstwa naszej egzystencji- nasza dusza, serce, nasze Wyższe Ja.
Od tej właśnie chwili- nic już nie będzie musiało być całkowicie pojęte czy wytłumaczone. Będzie to, bowiem, etap w którym do głosu dojdzie nasze dotąd tłumione, zagłuszone nieustanną dyskusją umysłu- Ja. Zaczniemy czuć, kierować się sercem i intuicją, a nasze wewnętrzne odczucia nie będą już więcej bazować na żadnej wyuczonej, zapożyczonej wiedzy- wyłoni się w nas ta połączona z całym wszechświatem, wszystkowiedząca część naszego istnienia. Odtąd będziemy wiedzieć całym sobą a nie tylko wierzyć, że dana teoria czy stwierdzenie są poprawne.
Tak, więc, zanurzając się przez ostatnie tygodnie w tym wyraźnie intensywniejszym oraz ostrzejszym poczuciu pojmowania otaczającego mnie, nas świata- w moim sercu pojawiło się coś niezwykle pełnego i pięknego.
To cudowne ‘coś’ jest silnie powiązane z moim dotychczasowym podejściem do kwestii celu mojego życia.
Myślę, że wielu z Was, w jakimś sensie- dostrzeże w tym artykule pewną cząstkę siebie, swego osobistego zapatrywania się na sprawy dotyczące upragnionej profesji.
Zwłaszcza- jeśli należysz- do tej nieustannie poszerzającej się grupy osób, w których nagle zaczęła narastać wewnętrzna potrzeba, pragnienie niesienia pomocy innym, pracy w zawodzie terapeuty, trenera, doradcy czy też każdego innego z zakresu rozwoju osobistego oraz wsparcia.
Wiele lat temu, zaczęłam bardzo wyraźnie odczuwać, iż zmiana zawodu jest absolutnie nieunikniona w przypadku mojej osoby.
Nie wyobrażałam sobie, bowiem, jak osoba o tak silnych ciągotkach do duchowości oraz głębokiej samoanalizy- mogłaby dalej funkcjonować w tak skrajnie stresującym, nastawionym na materię- środowisku bankowym.
Było to dla mnie jasne jak słońce, że czasy mojej 8-mio letniej kariery finansowej powoli dobiegają końca. Fakt, iż było to oczywiste- nie sprawiał, jednak, że było to dla mnie równocześnie proste.
Wręcz przeciwnie- muszę przyznać, że to moje całkiem świeże i silnie odczuwane przekonanie o niemożności pozostania w dotychczasowym zawodzie- przyprawiało mnie o wiele wewnętrznych rozterek, przez długi czas nie dostrzegałam możliwości wyjścia z tej niekomfortowej sytuacji, nie miałam pojęcia jaki mógłby być mój następny krok.
Jedyne co wiedziałam, to to- że moje kolejne przedsięwzięcie- będzie musiało zawierać w sobie obydwie strony naszego istnienia- zarówno serce, intuicję, duszę- jak i tę niezbędną w życiu- logiczną , przemyślaną stronę.
Jak je jednak pogodzić, kiedy są tak zupełnie różne?
Jak funkcjonować w tym ziemskim, opartym na materialnych dobrach świecie, gdy wypełniająca mnie miłość i chęć przekazania innym tego, co ja zrozumiałam- stała się nieodłączną częścią mojej codzienności?
Nie muszę chyba dodawać, że ten wielomiesięczny okres poczucia bycia lekko zmieszaną oraz w pewien sposób ‘zapędzoną w kozi róg’- nie należał do najprostszych.
W jego rezultacie, zdecydowałam się chwilowo porzucić swą dotychczasową profesję i po raz pierwszy całkowicie poświęcić temu- co daje mi radość, co jest moją pasją.
W taki właśnie sposób- kilka miesięcy temu- zaczęłam pisać do Was, a kolejne pomysły na wpisy, nagrania, szkolenia – zdawały się (i wciąż zdają) nie mieć końca.
Jednym słowem- doszłam do momentu, gdy po raz pierwszy w życiu postanowiłam porzucić to dotąd niezwykle dla mnie ważne- poczucie całkowitej kontroli i po prostu zaufać życiu, oddać swój dalszy los w ręce Boga.
Nie ukrywam, iż decyzję tą- z całą pewnością ułatwił mi fakt posiadania oszczędności. Jednak- nie myślcie, że zostałam całkowicie pozbawiona strachu. Wręcz przeciwnie- gdy zaufałam życiu, moje ego demonstrowało- przeszywający całe moje istnienie- strach. Co więcej- robiło to z podwojoną siłą, by próbować przywrócić mnie do najwyraźniej- według niego- utraconego rozsądku 🙂
Teraz już wiem, że tkwiący we mnie lęk- był i wciąż jest- tak naprawdę obawą wynikającą ze stawianych samej sobie ograniczeń.
Nie byłam ich wcześniej świadoma, nie dostrzegałam ich.
Wierzyłam, bowiem, całą sobą- że jedyną właściwą drogą dla osoby mojego pokroju- jest dalsze realizowanie się w karierze powiązanej z duchowością i rozwojem osobistym.
Mało tego- nieświadomie- przekonywałam samą siebie- że skoro wkroczyłam na tą ścieżkę wewnętrznych poszukiwań- to z całą pewnością jest to częścią większego Boskiego planu, którego muszę się trzymać. Byłam, więc, przekonana- że jedyną dobrą drogą- jest założenie swej profesjonalnej praktyki, czyli- przekształcenie mej pasji i wewnętrznej potrzeby niesienia pomocy- w źródło swoich dochodów.
Nie rozumiałam wówczas, że już od dawna, od wielu lat- pracuję jako terapeutka.
Teraz uśmiecham się, gdy pomyślę że mogłam być tego tak długo nieświadoma.
Tak wiele osób, znajomych, członków rodziny, kolegów z pracy a nawet szefów- od dawna szukało u mnie wsparcia, zrozumienia, pomocy- której zawsze chętnie udzielałam.
Tak wiele osób z mojego bliskiego otoczenia- dzieliło się ze mną swoimi doświadczeniami, stosowało do zalecanych przeze mnie rad i wskazówek i w końcu zaczynało patrzeć na świat i siebie samego w zupełnie inny, zwracający jego osobistą wolność- sposób.
Jak mogłam to przeoczyć?
Jak mogłam nie zauważać, że niezależnie od tego gdzie obecnie pracuję, kim się otaczam- zawsze byłam, jestem i będę uzdrawiającym, poszerzającym świadomość innych- narzędziem w rękach Boga…?
Każdy z nas jest przecież światełkiem…czy tego chcemy, czy nie, czy jesteśmy świadomi czy też nie, czy pracujemy w banku czy też w organizacji charytatywnej….
Każdy z nas w jakiś określony dla danej osoby sposób- niesie od czasu do czasu pomoc, wspiera, inspiruje, daje siłę, przyprawia o uśmiech i pogodę serca.
Różnica między nami- czyli osobami pracującymi nad własnym rozwojem, poszukującymi prawdy istnienia i głębszego zrozumienia- a pozostałymi ludźmi, czyli tymi niezainteresowanymi tego typu tematyką- jest stosunkowo niewielka. Różnica ta polega jedynie na fakcie, iż my jesteśmy świadomie chętni i zaangażowani w proces niesienia pomocy, czujemy się do tego odpowiednio przygotowani oraz zaopatrzeni w szereg sprawdzonych technik czy metod. Inni natomiast, robią to nieświadomie, zapewne na mniejszą skalę i być może z mniejszą skutecznością- wynikającą z braku profesjonalnego przygotowania. Niemniej jednak- każdy z nas jest niezaprzeczalnie światełkiem dla danej, pojawiającej się w naszym życiu osoby, każdy z nas jest zatrudniony przez Boga (czy też jakkolwiek inaczej nazwiesz tą występującą we wszechświecie siłę) i przyczynia się do nigdy nieustającego tańca ludzkiej egzystencji.
Wszystko to, całe to zrozumienie a także głębokie poczucie celu mojego życia- dało mi wyraźnie odczuć, że tak naprawdę niezależnie od tego gdzie jestem i co robię- przyczyniam się do poszerzania świadomości tego świata. Mało tego- ponieważ robię to kierując się również wiedzą wyuczoną, profesjonalnym podejściem do ludzkich doświadczeń- udzielana przeze mnie pomoc może naprawdę uleczyć wiele korzystających z niej osób, może odmienić ich życie na lepsze, sprawić że poczują się wolne i spełnione, pełne zrozumienia dla siebie i świata.
Czyż nie jest również prawdą, że to właśnie takie środowiska- jak nigdy nie nasycone w odpowiednim stopniu, spragnione rządzy- banki, korporacje, rządowe instytucje- są w największej potrzebie bliskości tego właśnie światła zrozumienia…?
Myślę, że tak właśnie jest, że to właśnie tam- gdzie panuje agresja i chciwość- to właśnie tam- możemy służyć w wielkim stopniu, możemy sprawić że świat stanie się lżejszy i piękniejszy. To oni mają władzę. To ich trzeba uzdrowić, pomóc im zrozumieć- by powoli zmieniać świat na lepsze.
Realizacja ta- dała mi wielkie, nieocenione poczucie wewnętrznego spokoju i wolności.
Zdałam sobie, bowiem, sprawę- że moje opcje nie są wcale zawężone, nie jestem niczym ograniczona. Co więcej- mogę pozostać całkowicie otwarta na wszelkie życiowe okoliczności, na wszelkie nowo otwarte drzwi.
Teraz jeszcze nie wiem, czy będzie mi dane całkowicie oddać się pracy terapeuty, rozwijać własną działalność, dalej dla Was tworzyć, dawać, wspierać…
Czy też być może przyjdzie mi znowu zasiąść za korporacyjnym biurkiem i stopniowo wprowadzać oświecające tamtejsze środowisko rozmowy dotyczące naszej codziennej egzystencji….
Pozostaję, więc, przepełniona zaufaniem do życia i w tej wierze oczekuje tylko tego co najlepsze, tego co jest częścią Boskiego planu.
Niezależnie od tego, jak i gdzie potoczy się moja dalsza kariera- jednego mogę być całkowicie pewna:
Celem mojego życia jest niesienie pomocy i poszerzanie świadomości…jest to mój stały, pełnowymiarowy etat na boskiej arenie.
Natomiast wybór okoliczności, w których dane mi będzie dalsze wypełnianie tej nigdy nieustającej życiowej roli…hmmm- niech to już pozostanie dla mnie ekscytującą niewiadomą, niespodzianką.
Niezależnie od jej formy jestem gotowa powiedzieć życiu ‘Tak’! 🙂
A Wy…?
W każdy wtorek wysyłam inspirujący newsletter oraz zapowiedź niedzielnego live.
Plus – o wszystkim dowiadujesz się pierwsza/-y.