Kiedy wiem, że to już koniec? Kiedy, skąd, jak mam wiedzieć, że wystarczy już moich rozwojowych praktyk, że już nie ma potrzeby korzystać z poszerzających świadomość kursów czy książek.
Zacznijmy od tego, co już wiemy. Wiadomo, że otwieranie się na szczęście i obfitość nigdy się nie kończy. Zawsze można głębiej, bardziej, bliżej. Wie o tym każdy, kto na co dzień smakuje już spełnienia. I wcale nie martwi się tym, nie narzeka, że to trwa wiecznie- wręcz przeciwnie- naprawdę to docenia, bo to jest piękne.
Wizja nigdy nie kończącej się podróży przeraża tych, którzy traktują ją jako konieczne zło, coś co trzeba odbębnić, by w końcu czuć się i żyć dobrze. Już sama taka postawa oddala od zadowolenia, ale by się o tym przekonać i ta faza jest potrzebna. To w niej, w miejscu narzekania czy zamartwiania- nagle się poddajemy, a poddanie to otwarcie na prawdę, czyli szczęście.
Szczęście nie jest do złapania, jest tym co się samo wyłania, gdy wybieramy, by nie angażować się tak mocno jak dotychczas w nieszczęście.
Nie gonimy spełnienia, nie generujemy miłości, nie produkujemy obfitości, ale- zaprzestajemy się na nie zamykać, czyli korzystać z oddzielających nas od szczęścia lękowych nawyków.
W takim ujęciu istnieje pewnego rodzaju koniec, tak tego doświadczam, tak to widzę i tym się teraz z Tobą podzielę.
Choć droga powrotu do swojej kompletności jest indywidualna i często zawiła- można wyszczególnić pewne charakterystyczne dla niej okresy. Jest czas, gdy działamy w całkowitym zapomnieniu, nieświadomości swoich zachowań i ich pochodzenia. Jest też czas, gdy zaczynamy rozumieć, że nie jesteśmy tu za karę, a życie nie jest przeciwko nam- tylko my do tej pory oddawaliśmy sterowanie zakamuflowanym lękom. Potem przychodzi okres, w którym zaczynam widzieć i rozumieć. Jest to etap mentalnych eksploracji, refleksji, wglądów- widzimy swoje lękowe mechanizmy oraz coraz uczymy się czuć jacy byśmy byli bez podążania za nimi. To taki czas pomost. Nie jesteśmy już w starym, uśpionym, nieświadomym, ale też- nie jesteśmy jeszcze w nowym, w poczuciu szczęścia. Kiedy pojawi się w nas pewna dojrzałość, gdy nasze wglądy i wiedza są już w dużej mierze mentalnie strawione- przychodzi pora na ich ucieleśnienie. To cieszący, ale też trudny moment, bo tutaj z pewnością pojawi się w nas duży opór. Świadomie marzymy o szczęściu, ale nasza podświadomość mocno wierzy, że wejście w coś tak innego, nieznanego, nieprzewidywalnego jest niebezpieczne, jest szaleństwem. Tutaj miotamy się na naszym pomoście- czasem z niego zejdziemy, za chwilę znów wystraszone wbiegniemy, żyjemy chwiejnym zaufaniem, zwątpieniem, frustracją i kolejną nadzieją. Nie ma tu nic cenniejszego niż wsparcie i zadbanie o siebie. Kiedy wystarczająco wiele razy (a może to być kwestia tygodni lub lat) przebiegniemy się tam i z powrotem. Kiedy wystarczająco wiele czasu spędzimy już w przestrzeni kompletności i zobaczymy, że choć jest nowa, dziwna- to jednak nic nam w niej nie grozi- nasze ego się relaksuje i pozwala pójść dalej, poza jego granice logicznego pojmowania. Kiedy tęsknota za byciem sobą będzie już tak intensywna, że żaden opór jej nie zatrzyma- wtedy przychodzi ten zwyczajny i zarazem wzniosły moment, w którym mówimy sobie i życiu ‘tak’- po prostu w to wchodzę, wybieram, by być szczęśliwa.
Ta przełomowa dla nas chwila- nie jest jedynym momentem, bo przeżywamy ją wielokrotnie wciąż rozpoznając, że mogę być jeszcze bliżej siebie, że miłość, obfitość, kompletność- mają jeszcze głębsze znaczenie, mogę jeszcze bardziej się w nich zanurzyć. Nie oznacza to też, że już nigdy nie oddamy się lękom, bo każdy z nas to robi i robić będzie. Taka ludzka natura i z czasem już nas nie będzie to frustrować, ale- wierz lub nie, bo sama się przekonasz- wzbogacać, wznosić, karmić.
To jest właśnie ten koniec w podróży bez końca. Ten czas, gdy rozpoznajesz już, że potrafisz rozpoznać w trakcie bądź czasem jeszcze- po fakcie- próbujący tobą zawładnąć mechanizm lękowy i przy tym- umiesz już poza niego świadomie wyjść, pozostać w spójności ze sobą. Tutaj naprawdę możesz odpuścić to, co przyprowadziło Cię tu. Ty już wiesz, widzisz, umiesz- być ze sobą blisko, patrzeć na to życie z obfitością. Nie potrzebujesz już, by ktoś Ci to pokazywał, by się tego uczyć- choć umysł z pewnością będzie chciał Cię tu trzymać, by w ten sposób móc bez końca szukać i analizować. Ty już wiesz, że to już czas, by po prostu być i żyć. I tak- trzeba tu o siebie dalej dbać, trzeba pielęgnować to szczęście dokładnie tak, jak każdego dnia podlewamy spragniony eliksiru wody ogród. Czasami nawet poczujesz, że masz ochotę na jakiś wspólny proces, na kolejne rozwojowe podejście. Ale to już jest ten nigdy nie kończący się koniec i z tego miejsca, gdy już nie szukasz szczęścia, ale jesteś szczęściem- desperacja wygasa, a ciekawość, lekkość, zabawa zajmują jej miejsce.
To tu spotykamy się my- kobiety i mężczyźni- kompletni, razem dzielimy to szczęście.
———————-
O obfitości, o kompletności, o zakończeniu poszukiwań i życiu nimi- w moich książkach- PRZECZYTAJ jeśli jeszcze tego nie zrobiłaś. Dużo pokażą, przypomną, uwolnią, zmienią…
♥Bogaty Budda. Bierz z życia to, co najlepsze
♥Kobieta Kompletna. Przestań szukać szczęścia. Bądź szczęśliwa
W każdy wtorek wysyłam inspirujący newsletter oraz zapowiedź niedzielnego live.
Plus – o wszystkim dowiadujesz się pierwsza/-y.