Kiedy robimy z czegoś WIELKĄ sprawę – automatycznie osadzamy się w miejscu trudu i obciążenia. Wielkie sprawy wymagają przecież wielkiego wysiłku i zobowiązują. Musimy się wykazać, sprawdzić, udowodnić, musimy się pokazać, jak przy takich wielkich sprawach przystało.
Historie o wielkich sprawach tworzy dla nas nasza wielka już – od ciągłego rozmyślania – głowa.
I tak też – ponownie nabierając się na nieustannie snute przez nią opowieści – zasiadłam cała przejęta ważnością swych poczynań do pisania pierwszych rozdziałów zakontraktowanej książki.
Ściśnięta szczelnym bandażem oczekiwań – usilnie próbowałam sklecać zdania o lekko płynącej, wszechobecnej, otulającej swą miłością obfitości życia.
Ha, ha – cóż za parodia!
Nagle, zanurzona w powadze aktu mocno już nie twórczego, lecz raczej wymuszonego – zobaczyłam siebie i – wybuchłam śmiechem tej serwowanej samej sobie parodii. Oprzytomniałam i, puszczając wszelkie wizje i sterowane głową wytyczne, całkowicie oddałam się przepływowi pisania.
Kiedy zabieramy się za coś z miejsca tworzonych w umyśle projekcji, wyobrażeń o tym, jak coś powinno wyglądać, co ma nam dać, zapewnić, do czego może się przyczynić – zamykamy się na naturalny przepływ życia, które pragnie się przez nas swobodnie wyrażać.
Ja wiem, że nie łatwo jest tak zaufać sobie i życiu, o wiele łatwiej, choć też ciężej, jest pozostać w dobrze znanym mechanizmie kontroli i oceny.
Kontrola męczy, ale daje pozorne poczucie bezpieczeństwa. Czujesz się bezpieczniej, bo wierzysz, że czuwasz nad efektami swoich działań, a co za tym idzie – tworzysz fantazje o redukcji nieprzewidywalności życia do tego, co pewne i stabilne.
Życie jednak szybko weryfikuje solidność stawianych przez nas fundamentów.
Gdy na co dzień opieramy swe działania na cegiełkach presji i licznych powinności – kolejny podmuch wiatru pokaże nam, że nasz dom jest tak naprawdę zbudowany z kart.
Kartami są nasze przekonania o tym, że mamy tu do zrobienia coś wielkiego, ale też podążająca za tym wierzeniem kontrola, rywalizacja, pęd do osiągania i sztucznie podnoszący naszą wartość perfekcjonizm.
Kiedy to dojrzysz, gdy to puścisz, wyraźnie zobaczysz, że każde, choćby najmniejsze działanie w tym świecie może być wielkie, a dla niektórych to, co wielkie jest całkiem małe i zupełnie nieznaczące.
Zamiast więc wkręcać się w iluzję wagi rzeczy i idącej za ich wielkością presją – zaufaj, że życie samo wie, co robi i możesz z lekkością, mimo gadającej głowy, oddać się temu, do czego po prostu Cię ciągnie.
Kiedy robimy z czegoś WIELKĄ sprawę, automatycznie osadzamy się w miejscu trudu i obciążenia.
Kiedy w mądrości swego serca, w otwartości swej świadomości – stawiamy się do działań, które inicjuje w nas niepojęta boska iskra – doświadczamy przepływu, a każda choćby najprostsza rzecz staje się wielką sprawą dla tego, kto może kosztować naszej bezwysiłkowej kreacji.
W każdy wtorek wysyłam inspirujący newsletter oraz zapowiedź niedzielnego live.
Plus – o wszystkim dowiadujesz się pierwsza/-y.