Czy warto poświęcić wszystko, stracić to co się przez wiele lat budowało, odnosiło sukcesy po to by podążać za swoim wewnętrznym głosem?
Zapewniam, że warto.
Poczucie niespełnienia, wewnętrznego braku radości, niezadowolenia pomimo nie zaistnienia zewnętrznych obiektywnych okoliczności przemawiających za takim stanem to nic innego jak kopanie nas po tyłku przez duszę i jej wewnętrzny głośny krzyk o pomoc.
Coraz więcej osób tego doświadcza.
Niejednokrotnie choroba zmusza by przewartościować wszystko, innym razem upadek na samo dno lub inne wymuszone, tragiczne okoliczności są przełomowym momentem.
Ale czasem wystarczy chwila, jeden impuls i wewnętrzna moc do podjęcia decyzji, by zmienić dotychczasowe życie i zacząć wszystko od początku, nawet jeśli wydaje się to karkołomnym zadaniem.
Lecz kto się odważy pójść za swym wewnętrznym głosem ten sam wykreuje swoje życie tak by czerpać z niego pełnymi garściami.
A ono odpłaci mu poczuciem spełnienia, zadowolenia, spokoju, harmonii i zdrowia.
Przyciągnie odpowiednich ludzi, okoliczności, zdarzenia, które pozwolą się spełnić w każdej dziedzinie życia.
Tak też się stało w moim przypadku.
W jednej chwili podczas wakacji we Włoszech, nie mając żadnego pomysłu na to co dalej, zdecydowałam zrezygnować z tego co miałam i dosłownie wywrócić wszystko do góry nogami.
Jest takie znane powiedzenie „wszędzie dobrze ale w domu najlepiej”.
Teraz po latach myślę, że termin dom jest swego rodzaju archetypem.
Dom rozumiany jako swoje wnętrze, swoją duszę, głębię serca, swoje prawdziwe JA.
Autentyzm i szczerość wobec siebie często wiąże się to z odrzuceniem fałszywych, narzuconych przez innych przekonań, przez środowisko i ludzi, którzy „wiedzą lepiej” jak mamy żyć i co mamy robić by czuć się dobrze.
Ten pamiętny impuls, za który każdego dnia dziękuję Bogu, poprzedzały sygnały, jakie dawało mi ciało postaci licznych dolegliwości fizycznych, psychicznych i rozterek duchowych.
Długo byłam na nie głucha, nie miałam odwagi opuścić tzw. strefy komfortu, bałam się zostawić coś co dobrze znałam i dawało mi złudne poczucie bezpieczeństwa.
Przez lata odnosiłam sukcesy zawodowe i finansowe, stać mnie było na inwestycje, dalekie podróże, wydawanie pieniędzy na przyjemności i kupowanie setek niepotrzebnych rzeczy – namiastki chwilowych przyjemności.
Z drugiej strony życie w chomiczym kołowrotku – byle jaki związek, życie z terminarzem i zegarkiem w ręku, ciągły brak czasu i w perspektywie odkładnie szczęścia na kiedyś tam…
Ten wieczny stres, rywalizacja, pospiech, jedzenie byle czego, byle jak i brak kontaktu z własną duszą, opłacałam chorobami.
Mój mózg ciągle musiał być czymś zajęty – uzależnienie od ciągłej symulacji, jak nie praca to zakupy, spotkania, nowinki, filmy, wiadomości, kolorowe migające obrazki na monitorze, dużo, głośno, szybko, intensywnie.
Bałam się ciszy i bycia z sobą, którą teraz uwielbiam..
Nie znałam siebie.
Życie w emocjonalnym rozedrganiu doprowadziło mnie do kiepskiego stanu zdrowia i wysiadającego systemu nerwowego.
Do stałego poczucia stresu i lęku, bardzo częstych infekcji, dołączyła uciążliwa alergia.
Coraz silniejsze leki, coraz częstsze stany zapalne i paskudne samopoczucie.
Pewnego dnia powiedziałam dość.
Z reklamówką nowo nabytych leków przepisanych przez alergologa z tytułem profesora, udałam się prostego, wiejskiego lekarza starej generacji, który oglądając zawartość torby złapał się za głowę mówiąc, że te silne sterydy zniszczą mi doszczętnie śluzówkę.
Leki wylądowały w koszu, a lekarz przy pomocy ziół leków postawił mnie jako tako na nogi.
Niemniej jednak postanowiłam gruntownie podreperować swoje zdrowie.
I tak pierwszy raz trafiłam do ośrodka ajurwedyjskiego w południowej Azji.
I to był pierwszy przełom.
Nie tylko powróciłam do zdrowia i harmonii, ale przekonałam się, że życie może zupełnie inaczej wyglądać, doświadczyłam spokoju, bycia tu i teraz, nie przejmowania się niczym.
Niestety, stan ten kończył się w krótkim czasie po powrocie, dlatego zaczęłam coraz częściej i na dłużej wyjeżdżać do Indii, na Sri Lankę po to by zgłębiać tajniki ajurwedy, a w głębi duszy tak naprawdę po to by doświadczać spokoju, harmonii i bycia po prostu szczęśliwą.
Aż nadszedł dzień, kiedy poczułam, że nie chcę się dłużej szarpać – niemal w jednej chwili rzuciłam wszystko co znane, stabilne, poukładane, przewidywalne aż do mdłości
Pamiętam jak z poczuciem żalu opróżniałam szafy, półki, regały z latami zbieranych przedmiotów.
Ale nigdy nie zapomnę momentu kiedy po pozbyciu się ostatniego worka poczułam się naprawdę wolna, na zawsze zapamiętam uczucie ulgi, lekkości, jakby ktoś mi zdjął z pleców plecak pełen kamieni.
Obecnie mieszkam w uroczym, antycznym mieście blisko morza Śródziemnego.
Klimat tego miejsca, styl życia, przyroda, gadatliwi ludzie pełni życia, otwarci, radośni, pomocni, słońce, zapachy, kolory, proste jedzenie z naturalnych, świeżych, wartościowych, składników pozwalają delektować się każdą chwilą, bez stresu, bez pośpiechu, bez wiecznego „muszę”.
Nic nie muszę.
Wszystko co robię sprawia mi przyjemność.
Każdego ranka budzę się spokojna, zrelaksowana z radosnym oczekiwaniem co przyniesie kolejny dzień.
W ciągu kilku minut od domu mogę się znaleźć się na gwarnych antycznych uliczkach pełnych maleńkich sklepików i kawiarnianych stolików, na górskim szlaku, pośród historycznych zabytków, w moim cichym pachnącym ogrodzie lub podjechać na plażę.
Nie robię żadnych planów, nie myślę o przeszłości, żyję tu i teraz.
Znalazłam własne miejsce, które doskonale współgra z moją duszą.
Wiem, że tylko spokój i harmonia są gwarantem szczęścia i zdrowia, a nie ciągła pogoń za ułudą, tandetnymi błyskotkami współczesnego świata, staranie się na siłę robienie wszystkiego perfekcyjnie, rywalizacja, zdobywanie uznania, przychylności innych kosztem siebie i własnego zdrowia.
To bezsensowne tracenie energii.
Jeśli trwasz w przekonaniu, że Twoje życie ma wyglądać w określony sposób wg powszechnie przyjętych schematów, robisz coś nie dlatego, że chcesz i lubisz, ale „musisz” lub inni tego oczekują to wiedz, że jeśli tego nie zmienisz – nigdy się nie wydostaniesz z tej pułapki – będzie tylko gorzej.
Nie musisz podobnie jak ja radykalnie zmieniać swojego życia, ale miej odwagę być sobą, iść za wewnętrznym głosem duszy, intuicji, ona w przeciwieństwie do umysłu nigdy Cię nie zawiedzie.
Tutaj znajdziesz krótki przewodnik, od czego zacząć.
Pamiętaj, że największym wrogiem człowieka współczesnego jest on sam – a konkretnie jego własny umysł, podlegający ograniczeniom, stereotypom, fałszywym przekonaniom, ocenom, pragnieniom, przywiązaniom, irracjonalnej logice.
Aby coś nowego mogło zaistnieć, musisz dać temu przestrzeń.
Coś stracisz, ale w zamian możesz otrzymać dużo więcej.
Jeśli tylko porzucisz stare nawyki, przekonania, przywiązania, puścisz w niepamięć traumy, żale, niepowodzenia wtedy odnajdziesz cud i piękno, które są wewnątrz każdego z nas … poza snem świadomości.
Hej, nie przejmuj się niczym, nie lękaj się . Nigdy. Ponieważ życie… to tylko krótka przejażdżka…
Bill Hicks 1961-1994
WŁOSKIE WAKACJE
Korzystając z okazji, jeśli chciałbyś odpocząć w pięknym miejscu i zaznać odrobinę włoskiego życia nie wydając fortuny zapraszamy do nas
Wakacje we Włoszech oferta pdf
Bogusia della Porta