Przystępując do mojego codziennego ‘rytuału’ (trafniejsze wydawałoby się użycie tutaj określenia -codzienne zmagania) wyboru akceptowanych przez moją niespełna 3-letnią córeczkę ubrań- nagłe doznałam wielkiego ‘Aha’. Otóż, podczas wymienianych przez nas argumentów (a raczej mającego ją przekonać potoku moich słów oraz jej nieustającego, stanowczego ‘nie’)- coś się we mnie jakby zatrzymało i doznałam najoczywistszego w świecie olśnienia. Określając je jako najoczywistsze- mam na myśli fakt, iż ze względu na swoją naturalność, było ono praktycznie niezauważalne, a tym samym nie przykłuwało mojej uwagi na porządku dziennym. Będąc wciąż jak najbardziej wciągnięta w wypowiadane przeze mnie słowa- stałam się jednocześnie obserwatorem zaistniałej między nami sytuacji. To tak, jakby moja świadomość zmieniła kierunek swojego skupienia a ciało kontynuowało to, co robiło do tej pory. W tle nadal toczyła się rozmowa matki z córką. Na pierwszy plan skupienia mojej uwagi- wysunęła się jednak zwiększona świadomość przebiegu naszych zachowań. W ułamku sekundy, zdałam sobie bowiem sprawę, iż pouczając Julkę- nieustannie używam słów i stwierdzeń, których niegdyś- zwracając się do mnie- używała moja mama.
Mało tego- zdania te musiały być tak głęboko osadzone w mojej podświadomości- iż mogłam bez żadnego wysiłku i zaangażowania- swobodnie podtrzymywać swój monolog jednocześnie odbiegając daleko myślami. Te zdania same mechanicznie płynęły z moich ust. Poczułam się jak super zaawansowany model robota o odziedziczonym oprogramowaniu.
Ja po prostu mówiłam bez absolutnie najmniejszej świadomości tego, co chciałabym powiedzieć swojej córce. Wszystko to, co jej przekazywałam- było w o wiele większym stopniu przemową babci do wnuczki (a może nawet pra, pra, pra….babci) aniżeli rozmową mamy z córką. Ja byłam jedynie pośrednikiem- audio przekaźnikiem.
Być może, to moje wielkie odkrycie, wyda się Wam czymś oczywistym i nie wartym poświęcenia czasu. Wcale by mnie to nie zdziwiło, gdyż i ja nigdy wcześniej nie przywiązywałam do tych kwestii zbyt dużej wagi. Przecież to oczywiste, że często posługujemy się wyniesionymi z domu sformuowaniami- mógłby ktoś zaznaczyć. I oczywiście stwierdzenie to byłoby jak najbardziej prawdziwe.
Co jednak się za nim kryje? Czy rzeczywiście ta odwieczna zależność, traktowana z pokolenia na pokolenie jako coś zupełnie naturalnego- nie zobowiązuje nas do głębszego się jej przyglądnięcia i wyciągnięciu pewnych świadomych wniosków…?
We mnie- spostrzeżenie to wywołało przypływ wielkiego poczucia odpowiedzialności za wpływ na wychowanie Julci.
Żadna mi to rewelacja!- mógłby znowu ktoś odpowiedzieć…- jest to przecież kolejny oczywisty fakt- rodzice mają wpływ na wychowanie swoich dzieci…
Czy kiedykolwiek zastanowiliśmy się jednak jak dalece sięgają granice naszego wpływu? I czy wogóle takie granice istnieją? Czy jako rodzic, jesteśmy rzeczywiście świadomi -a co za tym idzie- w pełni odpowiedzialni, za przyszłość naszego maleństwa?
Pokuszę się tu stwierdzeniem, że zapewne większość z nas nigdy nie podjęło tego typu rozważań, nigdy nie doświadczyło tego mojego wielkiego momentu ‘Aha’ . Momentu- w którym zdałam sobie sprawę, iż każde z wypowiadanych przeze mnie często słów, każdy gest czy zachowanie- staje się nieoderwalną częścią przyszłego funkcjonowania mojej córeczki.
Po raz pierwszy poczułam całą sobą- że to ja ( jak również tata i najbliższa rodzina) pomagam jej tworzyć- mało tego- tworzę dla niej podstawy do dorosłego życia, do jej zachowań, sposobu w jaki się wyraża, czego obawia, o czym jest przekonana itp.
Jednocześnie, w tym nagłym przypływie świadomości- postanowiłam, że dołożę wszelkich starań, by stawiane w latach jej dzieciństwa fundamenty były przepełnione poczuciem wolności, odwagi, bezpieczeństwa i bycia w 100% sobą.
Jaki wpływ na przyszłość naszej pociechy ma więc nasze zachowanie w stosunku do niej czy też w jej obecności?
W jaki sposób możemy pomóc stworzyć dziecku solidne fundamenty oparte na wartościach, które przyczynią się do przejścia przez życie w sposób spełniony, prostszy i radośniejszy?
Zdania mogą być oczywiście podzielone, ja jednak jestem całkowiecie przekonana, że kwestią najwyższej wagi jest wzbudzenie w naszych dzieciach mocnego poczucia własnej wartości- a to za tym idzie- pełnej akceptacji oraz miłości do samego siebie i swoich potrzeb.
Pod przykrywką określenia ,poczucia wartości’- kryje się jednak szeroki wachlarz wielorakich przekonań oraz ich zależności. Do zasadniczych -z całą pewnością- należy głęboka wiara w to, że jesteśmy nieodłączną częścią świata, że jesteśmy potrzebni, ważni, kochani i akceptowani- a ponadto- że nie jest to niczym uwarunkowane.
Jak często jednak dajemy odczuć naszemu dziecku, że jest kochane i akceptowane jedynie gdy postępuje w wymagany przez nas sposób- natomiast -jeśli zacznie robić coś, co nam się nie podoba- karcimy go i wyrażamy swoją złość?
Czy całkowicie nieświadomie nie tworzymy w nim wówczas przekonania, iż jest doceniane i akceptowane tylko jeśli jego zachowanie nie wykracza poza odgórnie ustalone normy i ograniczenia? Czy nie utwierdzamy go w świadomości, iż często nie opłaca się wyrażać swoich potrzeb, swojej niezależności, samego siebie?
Ja już teraz obserwuję u mojej córki tego typu nienaturalne zachowania, które świadczą o wpojonych w jej system wierzeniach. Julcia nie ma nawet 3 lat a już od kilku miesięcy dokładnie wie, że jeśli zje zupkę wtedy, kiedy ja tego oczekuję- to znaczy, że spodobało mi się jej zachowanie a tym samym zasłużyła na nagrodę w postaci czekoladki.
Chciałabym tutaj zaznaczyć, że jako rodzic, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że dla sprawnego funkcjonowania naszego codziennego życia-pewne rzeczy muszą być egzekwowane od naszych pociech. Zapewniam również, iż celem tego arykułu nie jest próba wykazania, iż narzucanie ograniczeń czy też obowiązujących dziecko zasad- jest czymś negatywnym. Wręcz przeciwnie- zasady takie są potrzebne a nawet konieczne.
Próbuję jednak zaznaczyć, iż jako rodzic mamy wielki wpływ na wykształcenie u naszych dzieci przekonań oraz cech charakteru, które będą im towarzyszyć przez całe życie. Mamy wybór co do sposobu przygotowania naszego dziecka do dojrzałego życia w społeczeństwie. Natomiast sam fakt posiadania owego wyboru- możemy traktować albo jako wielki dar (możliwość wyścielenia życia naszego potomka czymś solidnym, bezpiecznym oraz wolnym), lub też jako wyzwanie czy też obciążenie. Mamy więc całkowitą swobodę co do naszego wkładu w tą nieuniknioną kwestię rodzinnego życia.
Dlatego też myślę, że skoro możemy świadomie ‘zakodować’ w naszych dzieciach przekonania, które kiedyś będą owocować lekkością i świeżością spełnionego życia- warto skoncentrować się na podkreślaniu w nich tego, co kiedyś naprawdę ułatwi im życie.
Jeśli na przykład za każdym razem, gdy nasze dziecko zrobi coś czego nie akceptujemy- zaczniemy mówić do niego z wielką złością w głosie, krzyczeć czy nawet damy mu klapsa- czy nie kreujemy w nim równocześnie poczucia niższości, bezsilności, słabości? Czy nie wpajamy w jego psychikę przekonania, że nie zawsze należy mu się szacunek?
Z własnego doświadczenia wiem, że nie tylko te powyższe ale i również wiele innych utrudniających życie ‘faktów o sobie’- staje się stopniowo częścią nas i co więcej- będą nam one nieustannie blokować drogę do samorealizacji w dorosłym życiu.
Co tak naprawdę osiągamy poprzez powyżej opisane zachowania związane z wyrażaniem naszej złości? Myślę, że mają one jedynie na celu zaspokojenie w nas potrzeby- ponownie nieświadomej- wyładowania zakumulowanych w nas emocji.
Moglibyśmy przecież równie dobrze odnieść się do dziecka ze spokojem i szacunkiem, tłumacząc mu, że dane zachowanie nie jest odpowiednie z takich czy innych powodów. Wówczas dziecko czułoby się szanowane, akceptowane oraz kochane niezależnie od sytuacji, bezwarunkowo.
Chcąc traktować nasze dziecko w sposób, który wspierałby proces kształtowania się w nim pozytywnych, ułatwiających życie przekonań- wymagane jest od nas spore zaangażowanie. Musimy bowiem dobrowolnie przyjrzeć się naszym często czysto automatycznym zachowaniom i nawykom. W jaki sposób reagujemy za każdym razem, gdy nasze dziecko wywoła w nas negatywne emocje? Czy te nasze zachowania nie są przypadkiem odzwierciedleniem reakcji naszych rodziców? Jesli są- wówczas tak naprawdę nie jesteśmy sobą a kontolę nad naszym życiem całkowicie przejęły zakodowane w naszym dzieciństwie schematy zachowań.
Chciałabym również dodać, iż nawiązując do przekazanych nam przez naszych rodziców (opiekunów) zachowań- absolutnie nie należy ich winić za koleje naszego życia spowodowane wyniesionymi z domu przekonaniami . Otóż oni sami- postępowali w najlepszy dostępny dla nich wówczas sposób. Oni też byli ‘ofiarami’ istniejących w nich uwarunkowań i schematycznych zachowań, a wszystko co robili- było wynikiem ich wiary w słuszność danego postępowania.
Wracając jednak do kwestii budowania w naszych dzieciach zdrowego poczucia własnej wartości- uważam, że taki fundament jest przepustką do swobodnego wyrażania siebie i życia w poczuciu, że zasługujemy na wszystko czego pragniemy. Czujemy bowiem i wierzymy, że możemy śmiało słuchać głosu naszego serca i bez obaw realizować nasze naskrytsze pragnienia. Czujemy, że celem naszego życia jest całkowite wyrażenie własnej osoby. Mamy odwagę zachowywać się spontanicznie i nigdy nie czuć się ograniczonym przez podszyte strachem myśli czy też wierzenia . Każdy z nas bowiem przychodzi na świat by wypełnić go swoją indywidualnością, swoim unikatowym pięknem. Smutne jest jednak to, że większość z nas nie zdaje sobie sprawy z własnej niepowtarzalności i towarzyszącej temu mocy. Większość z nas przez całe swoje życie żyje w iluzji wykreowanej przez zakorzenione w dzieciństwie przekonania. W rezultacie, 99% naszej codzienności, przepełnione jest automatycznymi zachowaniami, które zostały w nas wyuczone i zaprogramowane przez rodziców (lub też inne wychowujące nas osóby). W naszym zachowaniu nie ma wówczas nic naturalnego, spontanicznego, prawdziwego- nie ma w nim NAS. Przychodzimy na świat, by stworzyć i zagrać swoją własną, niepowtarzalną pieśń- a w rzeczywistości z pokolenia na pokolenie wciąż zdajemy się grać tą samą, starą płytę. Najgorszy jest jednak fakt, iż nawet nie kwestionujemy prawdziwości wyuczonych w nas przekonań czy zachowań.
Niezmiernie pozytywne jest jednak to, że możemy w każdym momencie podjąć decyzję o przerwaniu tego trwającego od pokoleń łancucha uwarunkowań. W chwili, w której zdecydujemy się przyglądnąć naszym zachowaniom i zacząć świadomie postępować z naszymi dziećmi- dokonujemy wielkiej zmiany paradygmatu. Przyczyniamy się bowiem wówczas do zapoczątkowania nowego, wolnego, spełnionego życia dla następnych pokoleń. Z czasem, gdy coraz więcej z nas postanowi świadomie wychowywać swoich potomków- czymś całkowicie naturalnym stanie się to niezmiernie pozytywne przekonanie o własnej unikatowości, o prawie do swobonego wyrażania siebie, do samorealizacji. Kolejne pokolenia nie będą żyć w tak dobrze znanym nam strachu przed wszystkim co nieznane, przez wszelkimi zmianami. Będą bowiem przekonami, iż poprzez wyrażanie samego siebie, poprzez odważne i konsekwentne dążenie do życia w spełnieniu, pasji i uczciwości w stosunku do samego siebie- jesteśmy ‘skazani’ na sukces.
Nie może być inaczej, gdyż kiedy otwarcie i bez strachu dążymy do realizacji drzemiących w nas pragnień- jesteśmy w pełnej harmonii z otaczającym nas światem. Płyniemy wówczas przez życie, śpiewamy swoją pieśń czerpiąc nieopisaną radość z faktu istnienia, z magii kreaowania sobie życia w prawdzie, z faktu bycia w 100% sobą.
Tego Ci Julciu życzę i w tym Ci pomogę, bo Cię kocham
Mama 🙂
W każdy wtorek wysyłam inspirujący newsletter oraz zapowiedź niedzielnego live.
Plus – o wszystkim dowiadujesz się pierwsza/-y.