Dołącz do kursu RESET (dostrojenie) układu nerwowego. Zapisz się TUTAJ
Dołączam do kursu!Naszym problemem nie jest to, co jest, ale nasz brak przyzwolenia na to, co ma miejsce.
Dla logiki stwierdzenie to może zdawać się nielogiczne, ale o jego prawdziwości może świadczyć przede wszystkim swym odmienionym życiem każdy, kto po fali frustracji ostatecznie się poddał. Dlaczego dobre miałoby być poddanie? Kiedy znajdziesz się pod przysłowiową ścianą, kiedy wystarczająco długo tkwisz w poczuciu, że cokolwiek byś nie robił, jak mocno nie szukał spełnienia, to i tak nic nie działa, dochodzisz do miejsca bezsensu, kulminacji depresji, która jednocześnie staje się energetycznym otwarciem na całokształt tej oto zawierającej w sobie wszystko chwili.
Skoro nie możesz wykonać już żadnego konstruktywnego ruchu, skoro wszystkie opcje zostały już wyczerpane – przychodzi pora na ostateczne poddanie, a z niego wyłania się pełnia, której niegdyś tak usilnie i bezskutecznie szukałeś.
Ktoś, kto tkwi w bezwyrazowości obecnego życia – nawykowo i automatycznie wzbrania się przed doświadczeniem, które i tak już wypełnia jego rzeczywistość. Nie ma nic bardziej absurdalnego niż próbować zwalczyć coś, co już zrodziło do życia życie – to tak jakbyśmy kłócili się z tym, że opada z nieba płatek śniegu, czy jesień przyjmuje nie te barwy, które preferujemy lub ptak za głośno skrzeczy.
My ludzie, nie wiadomo po co i dlaczego zbudowaliśmy sobie ten niedościgniony obraz, który desperacko próbujemy wyprodukować w swej rzeczywistości i jest nim życie zabarwione jedynie pewnym rodzajem odcieni, przyjmującym tylko wybrane przez nas smaki i formy.
Biegamy za tym, szukamy, płaczemy i tęsknimy – w pewnym sensie kochamy ten absorbujący dramat – przez co nie widzimy, że to nie przez dane doświadczenia, ale naszą próbującą wykluczyć pewną część rzeczywistości wizję cierpimy.
Kiedy jest nam źle, obwiniamy za to sytuacje, myśli, ludzi czy emocjonalne pejzaże – nie mamy pojęcia, że cierpienie jest wynikiem tego, że próbujemy z całości wyeliminować pewien uznany przez nas za niewłaściwy kawałek. I do tego powtarzamy, że chcemy pełni. Pełnia, by mogła być pełna – musi zawierać wszystko, nie może niczego negować czy wypierać. Pełnia, której szukamy, nie jest pełnią, ale sztucznie wyprodukowanym wycinkiem, mydlaną bańką, inkubatorem rzeczywistości.
Naszym problemem nie jest to, co jest, ale nasz brak przyzwolenia na to, co ma miejsce.
Kiedy uświadomisz sobie ten prosty, a jednak dla wielu niepojęty fakt istnienia, kiedy świadomie wybierzesz, by choć na chwilę zobaczyć jak to jest, gdy niczego już nie negujesz, nie wypierasz nagle, ku twemu zdziwieniu wyłania się to, co od zawsze tu było – pełnia, szczęście, wolność.
I tutaj znowu – to szczęście nie jest jakąś wzniosłą, romantyzowaną emocją, ale miejscem, w którym przestajesz walczyć z życiem i przyzwalasz na nie całe.
Tym właśnie, tylko tym i aż tym jest prawdziwie spełnione, obfite życie. Zamiast więc gonić za wyimaginowanym stanem – zatrzymaj się i poczuj, jak to jest, kiedy choć na chwilę przyjmujesz w sobie i obejmujesz sobą wszystko, co w tej oto jedynej istniejącej, idealnej chwili oferuje Ci życie.
I coś podejrzewam, że pozostaniesz w tego mocnym zachwycie… nie będziesz mógł uwierzyć, że tego wcześniej nie widziałeś…
W każdy wtorek wysyłam inspirujący newsletter oraz zapowiedź niedzielnego live.
Plus – o wszystkim dowiadujesz się pierwsza/-y.