Blog

Przygoda z Ajurwedą

3 sierpnia, 2013 / Zdrowie by

Przygoda z Ajurwedą:ayurveda

Odkąd zaczęłam interesować się tematami związanymi z duszą, ciałem i umysłem- wielokrotnie natknęłam się na stwierdzenie, iż te trzy elementy to ściśle ze sobą powiązane, nieodłączne części naszego ludzkiego istnienia. Będąc świadoma tego faktu, przez długi czas zdawałam się jednak koncentrować głównie na praktykach związanych z coraz to intensywniejszym odkrywaniem tajników mojej duszy oraz potęgi umysłu. Uważałam, iż codzienna sesja jogi jest jak najbardziej wystarczająca, by zaspokoić potrzeby mojego ciała.

Z czasem dostrzegłam, że to właśnie dzięki regularnej praktyce asan (pozycji jogi) wraz ze zwiększeniem elastyczności mojego ciała, zwiększała się również zdolność wsłuchiwania się w głos mojej wyraźnie wyostrzonej intuicji.  Zrozumiałam wówczas, iż dbając o mój organizm- równocześnie otwieram magiczne wrota do tajników naszej ludzkiej natury.

Zaintrygowana tym spostrzeżeniem, postanowiłam  zadbać o swoje ciało w jeszcze większym stopniu, a co za tym idzie- postanowiłam przyglądnąć się swojej diecie.

Warto tutaj dodać, iż od dziecka należałam do osób, które nie bardzo przywiązywały wagi do tego, co jedzą. Jednym słowem- jadłam wszystko, co tylko mi smakowało- kompletnie ignorując zawartość odżywczą oraz jakość moich posiłków.

Często moje błędy żywieniowe wynikały również z czystej niewiedzy na temat jedzenia.

Byłam na przykład całkowicie przekonana, iż jogurty, mleko, sery czy też inne produkty mleczne są niezwykle wartościowe dla mojego organizmu. Tak przecież uczono nas w szkole, telewizji, w domu…

W rzeczywistości spożywanie dużej ilości  tej kategorii produktów przyczyniało się u mnie do  rozwoju różnego rodzaju schorzeń układu pokarmowego,  skóry, układu immunologicznego itd.  Ponadto, wbrew powszechnej opinii, iż nabiał ze względu na zawartość wapnia- wzmacnia nasze kości- jego nadmiar-  ma dokładnie odwrotny efekt. Dzieje się tak, ponieważ produkty mleczne tworzą środowisko kwaśne w naszym organiźmie,a to z kolei sprzyja rozwojowi wszelkich bakterii.  Nasz organizm, by zredukować nadkwaśność, uruchamia odpowiednie mechanizmy balansujące. Do takich mechanizmów zalicza się wykorzystanie znajdującego się w naszych kościach środowiska zasadowego (alkalicznego)- czyli po prostu wapnia. Dlatego też jeśli pijemy za dużo mleka, jemy za dużo serów czy też innego rodzaju nabiału- z czasem nasze kości stają sie łamliwe i występuje zjawisko osteoporozy.

Muszę przynać, że uświadomienie sobie tych zależności związanych ze spożywaniem moich ulubionych jogurtów czy mleka, było dla mnie czymś niezwykle zaskakującym. Jednocześnie zdałam sobie sprawę, iż jeśli chcę naprawdę dbać o swoje ciało- muszę sama przyjąc postawę odpowiedzialności za swój organizm.  Każdy z nas ma przecież dostęp do wszelkiego rodzaju wiedzy i informacji i myślę, że naprawdę warto być świadomym tego, co jemy.

Chciałabym również dodać, iż kiedy zaczynamy w świadomy sposób pracować nad jakością naszego życia, gdy zaczynamy dbać o swoje ciało, wsłuchiwać w głos własnego serca, starać się mieć pozytywne nastawienie do życia- nasz organizm zaczyna współpracować z nami w coraz to większym stopniu. Mam tutaj na myśli zaobserwowaną u siebie niezwykłą mądrość ludzkiego organizmu, który sam potrafi dać nam znać na który pokarm ma w danym momencie ochotę. Potrafi on też- poprzez pogorszenie naszego samopoczucia- wskazać nam produkty, które mu nie służą.

Nasze ciało jest przecież zbudowane z trylionów komórek, a każda z nich to swego rodzaju mikrokosmos, życiowa mądrość i wielka inteligencja.

Zaobserwowaną u siebie zależność mogłabym najprościej następująco;

Dbanie o ciało poprzez regularną gimnastykę oraz dostarczanie odpowiedniego pożywienia (czy też wiele innych skoncentrowanych na ciele zabiegów typu masaże itp.)–> przepływ życiowej energii (prany)w naszym organiźmie jest usprawniony–>  mamy większy dostęp do naszej intuicji, kreatywności, bardziej ‘czujemy’ swoje ciało i rozpoznajemy jego potrzeby –>  nasza zwiększona świadomość oraz zrozumienie inteligencji naszego organizmu w jeszcze większym stopniu motywuje nas do dbania o niego itp…..

Dla mnie namacalnym dowodem funkcjonowania powyższej zależności była nagła chęć wyjazdu do ośrodka Ajurwedy. Mając bowiem zwiększony dostęp do intuicji, poczułam że mój organizm na tym etapie rozwoju osobistego potrzebuje nieco bardziej radykalnych metod wspomagających jego funkcjonowanie.  Wsłuchując się w głos mojego Wyższego Ja, zrozumiałam że teraz czas zrobić coś, czego nigdy wcześniej dla siebie nie zrobiłam- czas na Detox….:)

Intuicyjnie czułam również, że potrzebuję czegoś intensywniejszego niż zwykłe domowe sposoby czy też nawet konsultacje z lokalnym fachowcem z zakresu żywienia.

Nie pytaj mnie jak doszło do tego, iż w rezultacie w niespełna miesiąc znalazłam się w holistycznym centrum medycyny naturalnej w Indiach,  co więcej- dobrowolnie poddałam sie najintensywniejszemu programowi oczyszczania- zwanego Panchakarmą.

Decyzja ta była po prostu szeregiem przypadków, spontanicznych działań, była aktem zaufania do samego siebie, całkowitemu poddaniu się wskazówkom mojej intuicji…

Nie zastanawiając się dwa razy, szybko zorganizowałam babciną pomoc w opiece nad moją córeczką i poleciałam na 3 tygodniową przygodę z nieznaną dotąd Ajurwedą….

Będąc już w samolocie do Indii, zdałam sobie sprawę, że nie wydrukowałam nawet adresu miejsca do którego się wybierałam.  Lądowałam o 3 nad ranem po 20-godzinnej podróży, więc logiczne wydawałoby się zapoznanie z docelowym adresem czy też numerem telefonu- na wszelki wypadek jeśli nikt nie będzie na mnie czekał na lotnisku.

Po raz kolejny- może nieco lekkomyślnie- całkowicie zaufałam swojej intuicji, która dawała mi wyraźnie odczuć, że wszystko będzie w porządku.

I rzeczywiście było- na miejscu czekał na mnie kierowca, który przez kolejne 3 godziny wiózł mnie po lokalnych, wybauszystych drogach w głąb Kerali, do odciętego od świata raju zwanego- Ayurvedayogavilla.

Nie spałam przez ostanie 2 doby, ale byłam tak przejęta i podekscytowana po przyjeździe na miejsce, że nawet nie myślałam o towarzyszącym mi zmęczeniu.

Zaprowadzono mnie do mojego domku i powiedziano, o której godzinie jest moje pierwsze spotkanie z doktorem.

Pamiętam, że poczułam się wówczas bardzo nieswojo, jakoś tak samotnie…dopiero rozpakowywując swoje rzeczy, dotarło do mnie po co tu przyleciałam i że teraz- czy mi się to będzie podobać czy nie- jestem ‘skazana’ na to miejsce oraz obowiązujący mnie program oczyszczania.

Mogłam oczywiście zawsze zrezygnować, przebukować bilety i wrócic wcześniej do domu (przyznaję, że w trakcie programu dwukrotnie zdarzyło mi się rozważać taką opcję i szukac możliwości wcześniejszego powrotu)- wiedziałam jednak, że jeśli przebrnę przez ten intensywny okres czasu w ośrodku- moja dusza, ciało i umysł skorzystają na tym niezmiernie.

Podczas spotkania z przydzielonym mi lekarzem Ajurwedy wyjaśnił mi on- w jaki sposób będą przebiegały poszczególne zabiegi i co leży u podstaw tego holistycznego podejścia.

Konsultacje z lekarzem były częścią mojego codziennego grafiku i dzięki nim miałam okazję bliżej zapoznać się z tym najstarożytniejszym systemem medycyny naturalnej.

A czym właściwie jest Ajurweda?ayurweda

Sama nazwa  Ajurweda= wiedza, nauka o życiu.

Jest ona kompletną oraz wysoce zintegrowaną nauką o życiu, jest holistycznym  oraz kompleksowym duchowym oraz filozoficznym systemem.

Ajurweda koncentruje się na 5 elementach kreacji, które początkowo istniały jako jedna całość . Z całości tej wyodrębniły się: eter,  powietrze, ogień, woda i ziemia.

Elementy te są fundamentem systemu ajurwedyjskiego oraz podstawą zrozumienia naszego ciała i zdrowia.

Zasadniczą kwestią jest to, iż elementy te są ze sobą ściśle powiązane i równocześnie wpływają na ludzki organizm. Nie można więc rozpatrywać ich z osobna, ale traktować jako wzajemnie się uzupełniające, tworzące przeróżne ich kombinacje- Dosze (Vata, Pitta i Kapha).  Dla sprawnego funkcjonowania organizmu, dosze te muszą być zbalansowane- co oznacza, że żadna z nich nie powinna dominować lub też odnaczać się wyraźnym deficytem.

Ponadto, jesli jedna z dosz wykazuje się łatwo zauważalną przewagą- jest to wyraźnie wyrażone w naszym charakterze oraz danych charakterystykach ciała.

Holistyczne podejście ajurwedyjskie ma na celu przywrócić balans między doszami i dzięki temu zniwelować istniejącą w nas chorobę czy też dolegliwość.

Bardzo spodobała mi się ta koncepcja uleczania źródła schorzenia.  Powszechnie stosowane metody medycyny konwencjonalnej koncentrują sie- jak wiadomo- jedynie na istniejącym w nas stanie chorobowym, bez uwzględniania jego przyczyn oraz powiązań z innymi częściami organizmu (czy też z umysłem i duszą).

W Ajurwedzie jest zupełnie na odwrót- proces leczenia zaczyna się od podstaw zakładając, że jeśli uzdrowimy źródło choroby, objawy znikną samoistnie.

Dla przedstawienia dokładniejszego obrazu działania tego systemu zilustruję własny przykład moich odwiecznych problemów układu pokarmowego.

Lekarze posługujący się wiedzą opartą na medycynie konwencjonalnej zawsze koncentrowali się na moich dolegliwościach żołądkowych przepisując mi różnego rodzaju leki wspomagające trawienie.

Z kolei moje problemy ze skórą tłumaczone były jako sprawy czysto hormonalne, na które oczywiście należy przepisać antybiotyk lub też tabletki z hormonami.

Kiedy zapoznałam się z opinią lekarza ajurwedy, po raz pierwszy wszystko zaczęło mieć sens, zrozumiałam co próbuje dać mi do zrozumienia mój organizm.

Dowiedziałam się, że z powodu wyraźnej przewagi Pitty (ognia), mój układ trawienia dosłownie ‘wypala’ wszystko co trafia do mojego żołądka. W rezultacie tego wewnętrznego zaognienia- jestem podatna na wszelkiego rodzaju zapalenia. Ponadto, spożywane przeze mnie pokarmy nie są absorbowane przez organim w odpowiedni sposób. Zanim jakiekolwiek wartościowe substancje zdążą wchłonąć się do niego- by go odżywić- już dawno zostaną ‘wypalone’ i przeznaczone do usunięcia. Towarzyszy temu nadmiernie duża akumulacja toksyn, które dają o sobie znać w nigdy nieustających problemach skórnych.

Do tej pory jestem pełna podziwu dla tego niezwykle kompleksowego, biorącego pod uwagę każdą jedną część naszego organizmu sztukę naturalnego uzdrawiania.

Dodatkowo, warto zaznaczyć, iż w procesie leczenia używa się jedynie naturalnych ziół i wyciągów z roślin.

Mało tego- dowiedziałam się, iż dla procesu leczenia oraz utrzymywania harmonii i zdrowia- należy poświęcać uwagę i czas na praktyki związane zarówno z ciałem (np. joga), duszą (praktyki zwiększające nasze poczucie jedności z wszechświatem oraz swoim Wyższym Ja) oraz umysłem (medytacja).

Pełna entuzjazmu i wiary w skuteczność oraz niezwykłą mądrość, którą kryje w sobie system ajurwedy- rozpoczęłam program Panchakarmy.

Zaczęłam od zabiegów przygotowywujących mnie do oczyszczania. Była to najprzyjemniejsza część mojego programu, wypełniona codziennymi masażami, saunami, dobrym zdrowym weganskim jedzeniem, jogą, medytacją oraz czasem spędzonym z nowo poznanymi koleżankami.

Po 3 dniach zaczęto podawać mi Ghee- masło, którego lista  dobroczynnego  wpływu na organizm zdaje się nigdy nie mieć końca. Jest ono nawet smaczne- oczywiście jeśli nie spożywa się go zbyt często i dużo (zarówno ja jak i moje towarzyszki programu oczyszczania- na samą myśl o Ghee miałyśmy odruch wymiotny, zaledwie  po tygodniu jego nieustannej konsumpcji).

Decydując się na Panchakarme- trzeba być jednak świadomym faktu, iż jest to cięzki, wymagający zaangażowania program i należy spodziewać się ,że już po kilku pierwszych dniach zaczniemy odczuwać wstręt na widok ziołowych mieszanek czy też nieuniknionego Ghee.

Panchakarma składa się z 5 części mających na celu oczyścić a następnie zregenerować  nasz organizm.

Zaraz po zabiegach przygotowawczych zaserwowano mi pierwszą z pięciu procedur o nazwie Nasya.

Jest to zabieg polegający na aplikowaniu do nosa specjalnych olei medycznych, które mają za zadanie usunąć nadmiar limfy z naszych zatok, gardła, nosa oraz głowy. Na mnie zabieg ten nie wywarł większego wrażenia tzn. nie był on dla mnie ani bolesny, ani w żaden sposób nieprzyjemny. Jedynie końcowa część, w której podsuwano mi pod nos dymiący się kokos (który miałam kilkakrotnie wciągnąć przez nos a następnie wypuścić ustami), był dość drażniący i łzy od razu napływały do oczu.

Nasya była w moim programie przez 5 kolejnych dni równocześnie z innymi stopniowo wprowadzanymi zabiegami.

W końcu przyszła pora na jedną  z tych mniej przyjemnych terapii.  Byłam do niej przygotowywana już od kilku dni- tzn. piłam Ghee i miałam specjalną dietę- a dokładniej mówiąc jadłam jedynie zupę ryżową. W dniu zabiegu podano mi rano do wypicia szklankę ostrych w smaku ziół przegryzanych jakąś dziwną muląco- słodką papką . Poinformowano mnie również, żeby zaopatrzyć się w kilka litrów wody i czekać w pokoju aż mikstura zacznie działać. Były to zioła bardzo mocno przeczyszczające i już po pół godziny dostałam mocnego bólu żołądka. Możecie sobie zapewne wyobrazić jak wyglądał mój dzień przeznaczony na Virechanę, czyli terapię przeczyszczającą. Ból brzucha nie ustępował do późnego wieczora a skończył się tak naprawdę dopiero na następny dzień rano. Nie byłam w zbyt ciekawej formie. Byłam wycieńczona, naprawdę czułam się niewiele lepiej niż po 72 godzinach porodu zakończonego cesarką, którego doświadczyłam niespełna 3 lata temu. Nie miałam siły nawet żeby wstać rano z łóżka, a wiedziałam że muszę coś zjeść by odzyskać siły. Był to również mój pierwszy kryzysowy dzień. Mój umysł ciągle grał tą samą taśmę: i po co ty to robisz? Chyba jesteś szalona, że się na to dobrowolnie zdecydowałaś i na dodatek za to płacisz…:)

Jedynym pozytywem był fakt, iż czułam się lekko jak nigdy dotąd i podczas konsultacji lekarskiej okazało się, że spadłam na wadze aż 5kg.

Śmiać mi się chciało ze swojej początkowej niewiedzy na temat programu panchakarmy.  Nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo tego typu terapie osłabiają nasz organizm i przez pierwsze kilka dni nie mogłam pojąć dlaczego nasze codzienne zajęcia jogi są tak bardzo bardzo podstawowe. Po Virechanie zrozumiałam, bo nawet zwykłe siedzenie po turecku i wykonywanie naprzemiennych ruchów rękoma- było wtedy dla mnie nielada wysiłkiem.

Kolejną niezbyt miłą, jednak o wiele krótszą terapią- było lecznicze prowokowanie wymiotów- Vamana. Plusem było to, że zabieg ten nie był bolesny i seria wymiotów trwała około godziny. Z drugiej strony wypijanie około 9ciu litrów mleka z solą i innymi ‘pysznymi’ dodatkami- było naprawdę intensywnym przeżyciem.

 

No i przyszedł czas na ostatni z 4 zabiegów oczyszczających: Basti, czyli po prostu tygodniową serię codziennych lewatyw. Jak się zapewne domyślacie i ta terapia nie jest zbyt przyjemna. Dodatkowo- była dość bolesna, bo po zaaplikowaniu niespełna litra olei, miodu, mleka i innych dodatów- moje jelita chciały dosłownie eksplodować. Tutaj właśnie przeżyłam swój drugi kryzysowy moment, kiedy to miałam ochotę naprawdę zrezygnować i zaczęłam nerwowo poszukiwać możliwości zmiany lotów.

Mój zrezygnowany stan został dodatkowo spotęgowany wraz z niezmiernie zabawną informacją, że moim jedynym posiłkiem aż do końca pobytu będzie zupa ryżowa, która dawno mi się juz przejadła.

Myślę, że gdyby nie to, że nie miałam tam taniego dostępu do telefonu a na załadowanie strony internetowej czekało się niemal 10 minut- być może zmieniłabym bilety na wcześniejsze, zanim zdążyłam ponownie nabrać pozytywnego nastawienia do swoich ‘wczasów’.

Zostałam jednak i dzielnie dobrnęłam do końca programu.

Ostatnią częścią Panchakarmy jest tydzień regeneracyjny, który składa się juz jedynie z przyjemnych zabiegów mających na celu przygotować organizm do powrotu do normalnego stylu życia, jego wzmocnienie i odżywienie.

 

W dniu wyjazdu byłam z siebie niezmiernie dumna. Czułam bowiem, że zrobiłam dla siebie- swojego organizmu, duszy, umysłu- coś niezmiernie pozytywnego, coś co w wielkim stopniu przyczyni się do mojej dalszej wewnętrznej przemiany, coś co dodało mi energii, pozwoliło czuć się swieżo i lekko.

Wyjazd ten otworzył mi oczy co do kwestii związanych z żywieniem, zdałam sobie sprawę jak wielkie znaczenie ma to, co na codzień wkładamy do swoich ust.  Przekonałam się również, że holistyczne, ajurwedyjskie podejście do zdrowia, jego kompleksowość oraz branie pod uwagę wszelkich aspektów naszego istnienia- jest  niezastąpione, niezmiernie inteligente i skuteczne.

Opisane przeze mnie zabiegi, będące częścią programu oczyszczającego, są niezaprzeczalnie intensywne i wywołują w nas całe spektrum emocji.  Warto jednak dodać, iż Ajurweda proponuje całą masę innych o wiele przyjemniejszych programów i zabiegów, takich jak na przykład cudowne masaże- z wykorzystaniem produkowanych na miejscu olejków, specjalnego pudru którym oklepuje się ciało, masek, błotek czy też mojej ulubionej Sirodhary ( podgrzanego oleju delikatnie masującego nasz środek czoła).   Nawet jeśli zdecydujesz się na detox  z całą pewnością otrzymasz również w programie codzienne zabiegi relaksacyjne.  W miejscu, w którym ja przebywałam, bez problemu mogłam sama wybierać sobie te przyjemne terapie i masaże. Wszyscy są tam niezmiernie przyjaźni, dbają o ciebie i twój komfort w każdym najdrobniejszym szczególe- co zdecydowanie ułatwia przebrnięcie przez te cięższe dni zabiegów.ja

 

Do domu wróciłam z wielkim towarzyszącym mi na twarzy uśmiechem. Czułam się zregenerowana, oczyszczona jak nigdy dotąd, byłam lekka i pozytywnie naładowana.

 

Przygoda z Ajurwedą była jedna z moich najlepszych decyzji życiowych 🙂

 

Dla zainteresowanych tematyką związaną z powyższym artykułem proponuję poniższe książki o Ajurwedzie:

Dawid Frawley – Joga i Ajurweda

Monika Ptak – Ajurwenda Medycyna Indyjska

podziel się

W każdy wtorek wysyłam inspirujący newsletter oraz zapowiedź niedzielnego live.

Plus – o wszystkim dowiadujesz się pierwsza/-y.