My, ludzie- najczęściej za fakt bierzemy to, co fizycznie widziane, namacalne. Lubimy trzymać się faktów. Daje to poczucie sensu, logiki i bezpieczeństwa, bo potrafimy schludnie układać w pewnych czasowych ramach kolejne zdarzenia oraz przydzielać role winnego i poszkodowanego.
Kiedy jednak bliżej przyjrzymy się rozpadom uwikłanych w fizyczne zdrady relacji- nie trudno oprzeć się spostrzeżeniu, że gdy jedno odchodzi, drugiego już najczęściej dawno nie ma.
Można to rozumieć i rozpatrywać wielokierunkowo jednak dla potrzeb tego artykułu chciałabym nawiązać do silnego mechanizmu obronnego towarzyszącego kobietom, które panicznie obawiają się odrzucenia i które to kolejne owe odrzucenia do swojego życia przyciągają.
Sprawa zdaje się pozornie prosta- gdy patrzysz na dane sytuacje powierzchownie. Widzisz spragnioną miłości kobietę, może wzorową matkę, pociągającą kochankę, bizneswoman, czy wyśmienitą panią domu. Z radością pragnie dzielić swe życie w pełnym oddaniu Jemu, wspierać i być wspieraną, kochać i być kochaną. Niestety każda poważna relacja kończy się tą samą smutną historią… zostaje zdradzona lub w pewien inny sposób odrzucona. Tak się przynajmniej wydaje. Można by rzec, że po prostu nie ma szczęścia w miłości albo że notorycznie przyciąga do swojego życia niewłaściwych gości. Pocieszają ją mówiąc ‘jesteś po prostu za dobra’. I ja niegdyś byłam taką oto właśnie osobą.
Ileż jednak można się nad sobą użalać…? Nie chodzi też zapewne o to, by umniejszać czy ignorować swe rany, ale- by w mocy tęsknoty serca za życiem, które jest pełne i prawdziwe- w końcu zobaczyć, że to najczęściej nikt inny, lecz my same- podświadomie tworzymy dla siebie ten niechciany, przerażający scenariusz bycia odrzucaną. Innymi słowy- podświadomie wybieramy dla siebie to od czego świadomie uciekamy.
Pewnego dnia, po trzech wieloletnich relacjach i kolejnych podobnych finiszach odrzucenia ze strony partnera- w intensywności bólu rozpoznałam przebijającą się ulgę. Jak to możliwe- sama siebie zapytałam…? Jak to możliwe, bym była tak poraniona i jednocześnie, by czuć tą dziwną radość? Wtedy nie rozumiałam.
Dziś już wiem, że to co chwilowo rozpoznałam było jednym z najcenniejszych życiowych, wpływających na jakość moich późniejszych relacji- przebłysków, których kiedykolwiek doznałam. Głęboko wierzę, że nie jestem w tym sama, że być może i Ty Kochana, właśnie teraz potrzebujesz tego związanego z programem odrzucenia rozpoznania.
W tamtej pamiętnej chwili, w obliczu huraganu kłębiących się we mnie emocji zrozumiałam, że odpoczywam- zupełnie jak mogąca w końcu spocząć po długiej i intensywnej bitwie wojowniczka. Pierwsze co może cisnąć się na usta: to zrozumiałe, tak długo o ten związek, o jego miłość walczyłaś, ale… poczekaj ze mną – bo ja wcale nie z nim, lecz z samą sobą toczyłam bój tak długo i trwale, miotałam w niezrozumianym wewnętrznym rozdarciu, lawinie emocji, kolejnym falom nadziei i euforii. Stany te zmieniały się we mnie tak szybko, nie wiedziałam często już kim Jestem i czego naprawdę pragnę, czy On jest dla mnie, czy ta relacja jest dla mnie. Co więcej- gdy on fizycznie się oddalił, gdy przypieczętował koniec naszego rozdziału- mnie już tam dawno nie było.
Nie otrzymujące wystarczająco miłości i uwagi córki, dzieci matek i ojców, które w swojej nieświadomości pewne dysfunkcyjne wzorce i nam przekazywały- stają się kobietami, które niczym ognia obawiają się, że będą cierpiały gdy ktoś je odrzuci. Wydaje im się, że prędzej czy później czar pryśnie, zostaną uznane za mało wartościowe i odrzucone.
Odrzucenie może mieć faktyczny wyraz przyjmując formę dosadnego słowa ‘już Cię nie chcę- odejdź’ lub, na przykład, wynikać z rozpadu związku rodziców, w trakcie którego jedno z nich odeszło z rodzinnego domu. Najczęściej jednak gdy program ten jest w nas cichaczem w dzieciństwie wkodowywany- jest on rezultatem szeregu drobnych zdarzeń- takich jak brak uwagi ze strony rodzica, bycie wykluczoną ze szkolnej paczki koleżanek, wyśmianą przez kogoś, nie wystarczająco dobrą, nie wystarczająco -w naszym uznaniu kochaną. Dla dziecka- to wszystko jest niezmiernie trudne i ważne i sprawia, że budują się w nas kolejne cegiełki wpływającego na nasze późniejsze relacje programu lęku przed odrzuceniem. Zaczynamy przybierać postawy, które mają nas przed taką ewentualnością uchronić. Jako dojrzałe, mocno poturbowane kobiety- przekonujemy się w końcu, że to co miało nas chronić- stało się naszym własnym auto sabotażem.
Dlaczego?
Nasza psychika zawsze dąży do tego, by nas obronić, by zapewnić bezpieczeństwo. Jeśli więc mocno uwierzyłyśmy w możność doświadczenia bólu odrzucenia- nasza podświadomość będzie robić wszystko, by do tego nie dopuścić. Jak to może skutecznie zrobić? Według niej- skuteczną metodą jest wyeliminowanie owego zagrożenia, a ono znika wówczas, gdy nie ma nikogo kto mógłby być odrzucony.
Wchodzimy więc w związki, nawiązujemy relacje, ale cały czas w tle zachowujemy pewien dystans, nie pozwalamy sobie na bycie z nikim blisko, prawdziwie- wtedy, gdy nie posiadamy tego, co dla nas cenne, nie możemy też tego stracić.
Istnieje też drugi, popularny scenariusz. W jego wersji- początkowo zbliżamy się do partnera, pozwalamy na intymność, dzielimy życie, jesteśmy zaangażowane, ale- gdy tylko pojawiają się pierwsze sygnały stygnącej fali początkowej namiętności- ‘sprowadzamy się do porządku’ i podświadomie próbujemy oczernić sobie obraz naszego ukochanego. W ten oto sposób stajemy się tą, która coraz częściej ocenia, krytykuje, wyrzuca w Jego kierunku swe frustracje, wini i płacze. Podświadomie dąży bowiem do tego, by odrzucić w pierwszej kolejności, buduje mur, staje w swej twierdzy i nawet jeśli wciąż fizycznie funkcjonuje w owej relacji- cały czas, konsekwentnie wymyka się z niej niepostrzeżenie… tak cicho, że ona sama nawet tego nie rozpoznaje.
Gdy w końcu dopnie swego i ‘doprowadzi’ do jego emocjonalno fizycznego odejścia- w żalu odczuwa nutkę ulgi, jak po długiej bitwie. Czując się ofiarą, wciąż nie widzi, że nie mogła być odrzucona, czy zdradzona, bo jej już tam dawno nie było. Znasz ją może w sobie…?
Jeśli Jesteś świadoma tego, że i Ty w taki sposób funkcjonujesz- naprawdę warto stawić się do życia, do ukochania siebie i uleczyć/ zakończyć ten auto destrukcyjny mechanizm.
Samo dojrzenie prawdy oraz rozpoznanie danych schematów staje się tutaj bazą i jest kluczowe, jednak nie na tym się kończy, bowiem siła nawyku jest tak potężna, że nie wypuści Cię ze swych objęć bez Twego konsekwentnego wybierania nowego sposobu bycia w relacji ze sobą oraz z tą drugą osobą. Obecnie, wraz z 75 kobietami, jesteśmy w trakcie procesu (Oktawy Miłości), który wyprowadza z uścisku autosabotażu i wspinając się po kolejnych oktawach miłości –wprowadza nas do związków nowej jakości, do- jak to nazwałam ‘Kwitnących Relacji’. Nie dzieje się to z pewnością z dnia na dzień, ale dzięki świadomemu przyglądnięciu się oraz uleczeniu między innymi tak zwanej Matczynej Dziury i Rany- powoli uczymy się porzucać niesłużące mechanizmy odrzucenia i otwieramy na przestrzeń, w której ten lęk nie ma już w sobie tyle paliwa, takiej dominującej nas mocy.
Jeśli i Ty Jesteś tą, która pragnie tego nieocenionego wewnętrznego wyzwolenia- całym sercem życzę Ci odwagi, by stawić się procesu uleczenia oraz konsekwencji w powracaniu do kolejnego przypomnienia, gdy znów zapomnisz. Z całego serca- powodzenia!
Pamiętaj, że gdy Ty zaprzestajesz odrzucać samą siebie- rozpoznajesz, że żadnego innego odrzucenia nie ma.
I choć świat- niewątpliwie, w życiu każdego z nas się zmienia- nie ma już dla nas możności odrzucenia, po prostu jej nie ma…
———————
Można odrzucać wszystko, auto sabotować- można też obfitość, dostatek, pieniądz
♥31 maja odbędzie się ostatnie spotkanie bezpłatnego MiniKursu 'Otwieram się na Obfitość’ i tematem będzie finansowy dostatek. Możesz się jeszcze przyłączyć TUTAJ.
♥ 9 czerwca startuje letnia edycja 3 tygodniowego programu online ’Kurs Przyciągania Pieniędzy’
W każdy wtorek wysyłam inspirujący newsletter oraz zapowiedź niedzielnego live.
Plus – o wszystkim dowiadujesz się pierwsza/-y.