Przywróć siebie do życia uzdrawiając Matczyną i Ojcowską ranę
Przyłączam sięCzasami, kiedy wszystkie inne opcje miłości zostały wyczerpane – on staje się tym, który z chęcią pozwala, by o niego zabiegać. Nie protestuje, ale każdy akt Twej desperacji, by tu był – uzależnia i jeszcze mocniej wiąże. Aż w pewnym momencie w bezdechu ciągłej pogoni za nim stwierdzasz, że nie potrafisz już żyć bez tego gonienia. Widzisz już tylko pieniądz, a on pozwalając Ci poczuć się lepiej – nie pozwala, byś choć na moment przestała o nim myśleć, bo przecież „nie ma niczego za darmo”…
Od tak dawna chciałaś po prostu być kochana, rozumiana, słyszana.
Z jakiegoś powodu jednak każdy Twój wewnętrzny płacz o tę miłość – odpływał w pustą przestrzeń.
Na początku to oni byli dla Ciebie całym światem. To w nich dopatrywałaś się spojrzenia akceptacji – tak byś mogła zobaczyć, że nie musisz niczego udowadniać czy robić, by zasługiwać, by być warta.
Nie udało się. Oni nie wiedzieli, nie potrafili. Chadzałaś więc do miejsc, w których wciąż szukałaś czegoś, co wypełniłoby coraz to większą tęsknotę. Te beztroskie chwile z paczką przyjaciół, pierwszy łyk alkoholu i unoszący się nad Twoją głową dym zapomnienia.
Każda kolejna kartka z kalendarza przynosiła nowe próby – no bo przecież w końcu musi się udać, by ktoś pomógł Ci poczuć tę pełnię. Nikt nie pomagał, a nawet jeśli – to nie na stałe, nie na długo.
Z każdą nadchodzącą jesienią bledły w Tobie nadzieje pokładane w nich, otaczających Cię ludziach. Nie byli w stanie sprawić, byś w końcu poczuła swą wartość, postanowiłaś więc już się nie narażać, postanowiłaś się odsunąć.
Na horyzoncie pojawił się on, ten, który w oczach wielu widnieje jako symbol siły, jako dowód wartości. Nęcona wonią obietnic – zaczęłaś go śledzić. Nie wiedziałaś wtedy, nie mogłaś- że bardzo szybko każe Ci płacić za wszystko, co swoją obecnością Ci daje.
Pieniądz.
Kiedy nie biegasz za nim i desperacko nie generujesz – przychodzi sam, bo życie w każdym aspekcie obrazuje Ci jedynie Twą wewnętrznie odczuwaną wartość.
Kiedy jednak dopatrujesz się w nim lepszego samopoczucia, nie widzisz, że jak każda obustronna transakcja, ten układ też posiada swoją i to wysoką cenę – Twoje życie.
W pewnym momencie staje się jedynym, czego pożądasz. Wiadomo – chcesz wiele, ale ostatecznie to pragnienie jego większej i większej obecności wciąż wygrywa.
Jest pierwsze, dalej z przodu przed sercem – kiedy wybierasz kierunek swej edukacji, zawód, któremu się oddajesz, codzienne mniejsze i większe decyzje, dom daleko od Twego miejsca marzeń, te częste napięcia, tematy sporów z tą bliską Ci osobą.
To on stoi za kierownicą Twego życia, kiedy zamiast nektaru miłości nieświadomie wybierasz jad złości, zawiści, rywalizacji, bycia ofiarą. Zgubiłaś się. Ocknij się. On jest ważny, kochaj go, cen, szanuj, kreuj, ale – przypomnij sobie, że to, czego pod jego przysłoną pragniesz – to zamknięta w terminie bezpieczeństwa, niezależności, zaradności, miłość, miłość, tylko miłość.
Kiedy Twe zmarszczone staraniami czoło niczym boski balsam zaczyna koić dotyk gotowości – zaczynasz widzieć, powracasz do siebie.
On nie przestaje być ważny, ale też nie ogranicza, nie dyktuje, nie jest już panem Twego świata. To przy nim, lecz już nie pod nim, na nowo otwierasz się na życie, uczysz się, czym jest prawdziwa obfitość. To tutaj po raz pierwszy rozumiesz, że to Ty sama możesz nauczyć się dawać sobie troskę, akceptację i miłość. To teraz, gdy wróciłaś, gdy jesteś pełna – on przestaje być całym Twym światem i nie czując się już więziony – chce przy Tobie pozostać. To tutaj wróciłaś do życia, a Twoje życie, z Tobą wolną i prawdziwą, stało się lekkim i karmiącym przepływem obfitości. To tutaj…
W każdy wtorek wysyłam inspirujący newsletter oraz zapowiedź niedzielnego live.
Plus – o wszystkim dowiadujesz się pierwsza/-y.